(Do Deotymy) Do Téjże

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Edward Odyniec
Tytuł (Do Deotymy)
Do Téjże
Pochodzenie Poezye
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia Gazety Lekarskiej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.

(Odpowiedź na wiersz do mnie).



Dzięki ci, dzięki! wieszczko dziewico!
Że chcesz zaklęciem uczuć przyjaźni
Cień mój wywołać przed twą źrenicą,
W zwierciadle czarów twéj wyobraźni!

O! i myśl moja, na głos twych pieśni,
Czuję, jak wzajem rwie się do ciebie,
Jak ptak stęskniony z klatkowéj cieśni.
Słysząc skowronka piosnkę o Niebie.

Moc–li w tém twoich zaklęć uroku,
Czy tylko wyższych natchnień potęga?
Czy tajemnicza siła wyroku,
Co w sferach ducha mój z twoim sprzęga? —


Bo wiész podanie z krajów kamieni? —
Najpośledniejszy w skarbnicach ziemi,
Wągl — przez to tylko, że blask promieni
Słońca rad wsiąka i tleje niemi:

Może wejść z czasem w skład dyamentu,
Co w twórczéj mistrza ociosan dłoni,
Promiennym ogniem gwiazd firmamentu
Gore na ludzkiej piersi lub skroni. —

O! Deotymo! mnie Bóg od młodu
Dał stać i krążyć, z daru swéj łaski,
Śród mistrzów pieśni, śród słońc narodu,
I tchnąć ich ogniem, wsiąkać ich blaski.

Mnie w progach życia, jako duch z góry,
Dłoń opiekuńczą podał jak bratu,
I w swe objęcia przyjął ten, który
Duch nasz dziś w sobie wyraża światu.

Mnie — gdym bez niego, jak pielgrzym w nocy,
Został sam nagle, z sercem złamaném:
Łzy moje po nim i żal sierocy
Słodzili społem: Stefan z Bohdanem.

A gdym z nim znowu, w cudzych krainach,
Szedł, gdzie nas nęcił wdzięk ich lub sława:
Z nami na starych Rzymu ruinach
Stał, jak brat trzeci, śpiewak „Wacławą.”


Z nami, na szczycie Alp ponad–ziemnych,
W obec Dziewiczéj Pani ich grona,
Wymienił śluby uczuć wzajemnych
Przyszły wieszcz–twórca „Irydiona.”

Na czoło moje kładł niegdyś dłonie,
Jak wieszcz i kapłan, Ursyn sędziwy;
Na piersi mojéj wśpierając skronie,
Konał „Wiesława” śpiewak cnotliwy.

O! Deotymo! i nie tu jeszcze
Koniec uroczych imion łańcucha! —
Geniusz pojąć dali mi wieszcze.
Lecz wieszczom nawet, jeszcze świat Ducha

Stał pod zamknięciem; — choć już nadchodził
Dzień, gdy na stosie wspólnéj ofiary,
Ogniem swéj skruchy, przed słońcem Wiary,
Nowy się fenix — duch nasz odrodził.

Wtedy z nim razem zabłysło imię,
Jak zwiastujący go blask komety. —
Wspomnieć go w ziemskim nie śmiem ci rymie.
Dziś już nie ziemskie imię, niestety!

Ale od krańców kraju do krańców
Spytaj! — a nikt go nie przeinaczy: —
Kto był pociechą smutnych wygnańców?
Kto był opieką błędnych tułaczy? —


Lecz kto w Niéj bliżej znał moc natchniętą,
Moc tajemniczą wyższego świata,
Prócz mnie? — com przed Nią kląkł jak przed Świętą,
A Ona rzekła: „bądź mi za brata!” —

O! Deotymo! to mój przewodni
Duch–stróż, na drogach ducha i życia. —
Lecz skarb, com zebrał od Nich i od Niéj,
Nie mnie snać chciano dać do użycia. —

Bo cóż że we mnie on, jak zaklęty,
To błyska w myśli, to w sercu gore:
Czuję, że trzeba siły natchniętéj,
By go owładnąć i użyć w porę.

Gdzież więc i komu zdam go przy grobie,
By się w proch marnie nie rozwiał ze mną? —
Ta, co być miała podobną tobie,
Orszula moja — poszła przedemną!

I odtąd próżno szukam na ziemi
Tych, co go warci, lub co go przyjmą.
Tych pycha wzdyma, tych mierność ciemi. —
Wtém głos twój zabrzmiał, o! Deotymo!

Nie ziemskich natchnień poznałem echo,
Świętość natchnienia zgadłem w Pokorze. —
Ty chrześcijańskich dusz być pociechą.
Ty masz im głosić Królestwo Boże!


Sił albo światła, co Duch tchnie z Nieba,
Mnie czerpać z ciebie, nie tobie ze mnie.
Lecz co tu łzami okupić trzeba.
Owoc doświadczeń — ty przyjm odemnie!

Zwij mię twym bratem, nie przewodnikiem;
A skarb idei, w podaniu świętém,
Co we mnie tylko był jak węglikiem,
Oby się w tobie stał dyamentem!
1854.





Zobacz też










Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Edward Odyniec.