Życie Ezopa Frygijczyka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Ezopa Frygijczyka |
Pochodzenie | Bajki |
Wydawca | Jan Noskowski |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Noskowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Nie posiadamy żadnej pewnej wiadomości o narodzeniu Homera i Ezopa: zaledwie doszły nas wspomnienia o głównych przygodach ich życia. Można się temu dziwić, bowiem historya nie pomija wielu rzeczy daleko mniej ponętnych i pożytecznych. Iluż to tępicieli narodów, ilu władców bez żadnej zalety znalazło dziejopisów, którzy nam przekazali nawet najdrobniejsze szczegóły ich istnienia; a nie wiemy nic prawie o Homerze i Ezopie, to jest o dwóch ludziach, którzy najlepiej zasłużyli się potomności. Albowiem Homer jest nietylko ojcem Bogów, ale i wieszczów; co do Ezopa, sądzę, że należałoby go pomieścić w rzędzie mędrców będących chlubą Grecyi; gdyż uczył on prawdziwej mądrości, a uczył daleko kunsztowniej aniżeli ci, którzy podają jej określenia i prawidła. Napisano wprawdzie życiorysy obu tych wielkich mężów, ale większość uczonych zowie je bajecznemi, zwłaszcza życie Ezopa, skreślone przez Planudiusa. Co do mnie, nie podzielam tego zdania: Planudius żył w tych czasach, kiedy pamięć przygód Ezopa nie mogła jeszcze była wygasnąć; mniemam więc, że przekazał nam to, o czem wiedział z tradycyi. Z tej wychodząc zasady, zamierzyłem iść za Planudiusem, usuwając tylko z jego opisu niektóre zbyt błahe szczegóły.
Ezop pochodził z miasteczka frygijskiego, zwanego Amorium. Urodził się około pięćdziesiątej siódmej olimpiady, mniej więcej w dwieście lat po założeniu Rzymu. Trudno wyrzec, czy miał dziękować przyrodzie, czy żalić się na nią; obdarzywszy go bowiem rozumem niepospolitym, stworzyła go ułomnym, brzydkim, zaledwie podobnym do człowieka, a na domiar wszystkiego takim jąkałą, że prawie wcale mówić nie umiał. Przy tylu wadach fizycznych, gdyby nawet był się narodził w wolnym stanie, byłby jednak niewątpliwie został niewolnikiem. Zresztą, duch jego pozostał zawsze wolny, niezawisły od przemian losu.
Pierwszy właściciel Ezopa przeznaczył go do uprawy roli; może chciał usunąć sobie z przed oczu widok tak brzydkiego człowieka, a może nie sądził go zdolnym do innych zatrudnień. Pewnego razu, gdy ów właściciel przybył do swej posiadłości wiejskiej, jakiś kmiotek ofiarował mu figi: były one bardzo piękne i właściciel, udający się właśnie do kąpieli, rozkazał schować je, zaleciwszy swemu szafarzowi, zwanemu Agathopus, aby mu je przyniósł po powrocie z kąpieli. Przypadek zrządził, że pod ten czas Ezop wszedł za czemś do domu; zobaczywszy go, Agathopus skorzystał ze sposobności i zjadł figi wspólnie z kilkoma towarzyszami, poczem złożyli winę na Ezopa, gdyż tak się jąkał i wydawał się tak dalece głupowatym, ze mniemali iż nie będzie w stanie się usprawiedliwić. W starożytności srodze karano niewolników, a przewinienie było wielkiem na owe czasy: biedny Ezop padł do nóg swemu panu i siląc się na mowę dał do zrozumienia, że nie żąda innej łaski, jak tylko żeby wstrzymano na chwilę wykonanie wyroku. Uzyskawszy zwłokę, przyniósł letniej wody, wypił ją w przytomności swego pana, włożył palec do ust i... skutek nastąpił, a czysta woda dowiodła niewinności Ezopa. Wtedy dał na migi do zrozumienia, aby i innych zniewolono do tej samej próby. Zdumieli się wszyscy: nikt bowiem nie przypuszczał, aby Ezop był zdolny do takiego pomysłu. Agathopus i jego wspólnicy nie opierali się bynajmniej: wypili letnią wodę za przykładem Ezopa i powkładali palce do ust, ale dając baczenie, aby ich zanadto nie zagłębić. Jednakże, pomimo tej ostrożności, woda letnia podziałała jak zwykle i uwidoczniła figi, jeszcze świeże i niepozbawione zwykłej barwy. Tym sposobem Ezop ocalał, a jego oskarżyciele ponieśli karę podwójną, za łakomstwo i złośliwość. Nazajutrz, po odjeździe pana, gdy Ezop udał się do zwykłych swoich zatrudnień, jacyś zabłąkani podróżni (byli to, jak niektórzy twierdzą, kapłani Dyany) spotkawszy go, prosili w imię Jowisza, aby im wskazał drogę wiodąca do miasta. Ezop usadowił ich w cieniu dla wypoczynku, ofiarował posiłek, a następnie przeprowadził aż do miejsca, zkąd już bez zabłądzenia mogli dojść do celu podróży. Wtedy kapłani wznieśli dłonie do nieba, błagając Jowisza, aby tego szlachetnego postępku nie zostawił bez nagrody. Skoro odeszli, Ezop, znużony drogą i skwarem, zasnął i podczas snu miał widzenie, że Fortuna stanąwszy przed nim, rozwiązywała mu język i zarazem udzielała dar apologu, którego, rzec można, stał się twórcą. Przepełniony radością, zbudził się nagle: «Więc to prawda! zawołał; mogę mówić swobodnie, wymawiam wszystkie wyrazy: pług, grabie; słowem, co zechcę.» To dziwne zdarzenie było powodem, że przeszedł w ręce innego właściciela. Stało się to w sposób następujący: Niejaki Zenas, zarządca owej posiadłości, srogo wychłostać kazał jednego niewolnika za nader małe przewinienie. Ezop ujął się za pokrzywdzonym i zagroził rządcy, że uwiadomi pana o jego okrucieństwach. Zenas, aby go uprzedzić i zemścić się zarazem, pospieszył donieść właścicielowi, że Frygijczyk cudem pozyskał mowę, ale że daru tego używał na bluźnierstwa i potwarze przeciwko swemu panu. Uwierzył właściciel, i uniesiony gniewem, podarował Ezopa Zenasowi, mówiąc że może z nim zrobić, co mu się podoba. Wracając na wieś, spotkał Zenas kupca, który go zapytał, czy nie ma jakiego bydlęcia jucznego na sprzedaż. «Nie wolno mi sprzedawać zwierząt mojego pana, odparł Zenas, ale, jeśli chcesz, mogę ci sprzedać jednego z naszych niewolników.» Skoro Ezop przywołany zjawił się, rzekł kupiec: «Drwisz chyba ze mnie, jeśli sądzisz, że kupiłbym tego człowieka: toż on wygląda jak wór skórzany.» I oddalił się wpół gniewny, wpół rozśmieszony widokiem takiego potworu. Lecz Ezop przywołał go i rzekł: «Kup mnie bez obawy, bo mogę ci być przydatnym. Jeśli masz dzieci wrzaskliwe i niegrzeczne, to mój widok je uciszy: będziesz mógł straszyć je moją postacią, jak dzikiem zwierzęciem.» Ten żart spodobał się kupcowi: nabył Frygijczyka za trzy obole i rzekł śmiejąc się: «Dzięki niech będą Bogom! zrobiłem wprawdzie nieszczególny nabytek, ale i niewiele wydałem pieniędzy.»
Oprócz handlu towarami, ów kupiec trudnił się także sprzedażą niewolników: gdy wybierał się w tym celu w podróż do Efezu, rozdzielono między niewolników, wedle ich sił i wieku, przybory i zapasy podróżne, które każdy miał dźwigać przez całą drogę. Ezop prosił, aby miano wzgląd na jego wątłe siły, dodając, że jako nowoprzybyły, zasługiwał na niejakie względy. «Możesz nic nie nieść, skoro nie chcesz,» odparli towarzysze. Ubodło to Ezopa i oświadczył, że żąda przypadającej na niego części ciężaru. Pozwolono mu wybrać co zechce: wziął więc kosz z chlebem, brzemię najcięższe ze wszystkich. Myślano, że zrobił to przez głupotę; ale w porze obiadowej kosz został napoczęty, i o tyleż ciężar się zmniejszył; tak samo wieczorem i nazajutrz: dość, że po dwóch dniach Ezop niósł pusty koszyk. Wtedy uznali towarzysze rozum i dowcip Frygijczyka.
Kupiec sprzedał w Efezie wszystkich niewolników, z wyjątkiem trzech: śpiewaka, grammatyka i Ezopa, i tych poprowadził na sprzedaż do Samos. Przed wystawieniem ich na plac targowy, dał dwóm pierwszym przyzwoite, a nawet kosztowne szaty, aby zachęcić kupujących; między niemi zaś, dla dodania im świetności, postawił Ezopa, przyodzianego w prosty worek. Nadeszło kilku nabywców, między innemi filozof Ksantus. Ten zapytał śpiewaka i gramatyka, co umieją. «Wszystko,» odrzekli. Na to Ezop roześmiał się: łatwo sobie wyobrazić, jak przytem wyglądał. Planudius powiada, że o mało wszyscy nie uciekli, tak szkaradnie wśród śmiechu twarz przekrzywiał. Kupiec żądał za śpiewaka tysiąc obolów, za grammatyka trzy tysiące, a temu, ktoby jednego z nich kupił, chciał dać Ezopa w dodatku. Wysoka cena jednego i drugiego odstręczyła Ksantusa. Nie chciał wszelako wracać do domu z próżnemi rękami; uczniowie poradzili mu, aby kupił tego maleńkiego człowieczka, który śmiał się tak szkaradnie, bo mógłby służyć ludziom za zabawkę i straszydło zarazem. Ksantus dał się namówić i kupił Ezopa za sześćdziesiąt obolów. Przed przybiciem targu zapytał go, tak jak poprzednio tamtych, co umie: «Nic, odparł Ezop, bo moi towarzysze wszystko zagarnęli dla siebie.»
Ksantus miał żonę wielce wybredną, którą mało kto ująć sobie potrafił: wiedział przeto filozof, że przedstawiając jej nowego niewolnika, rozgniewać ją może i narazić się na zarzut, że chce z niej szydzić. Zamierzył przeto rzecz całą w żart obrócić i przyszedłszy do domu powiedział, że kupił młodego i cudnie pięknego niewolnika. Na tę wieść, omal że nie przyszło do bitwy między służebnicami jego żony, bo każda chciała, aby ów młodzian jej był oddany na służącego; lecz tem większe było zdumienie, skoro Ezop się ukazał. Wszystkie uciekły z krzykiem i zasłaniając oczy. Żona Ksantusa rzekła, iż przyprowadzając takie straszydło, mąż chciał chyba ją wygnać z domu; że oddawna spostrzega, iż mu się naprzykrzyła; od słowa do słowa, sprzeczka zaogniła się tak dalece, że kobieta zażądała zwrotu swego majątku, mówiąc, że powróci do rodziców. Ksantus tyle dokazał cierpliwością, a Ezop dowcipem, że ułagodzili rozgniewaną niewiastę. Przestała mówić o rozwodzie, a może przyzwyczajenie, zacierając w części brzydotę nowego niewolnika, dokonało reszty.
Pomijam wiele szczegółów, dowodzących bystrości umysłu Ezopa: są one zbyt małoznaczne, aby zasługiwały na pamięć potomnych. Przytoczę wszelako jedną próbkę jego rozsądku. Pewnego razu, Ksantus poszedł do ogrodnika, chcąc kupić nieco świeżej sałaty. Załatwiwszy tę sprawę, ogrodnik poprosił filozofa, aby mu wyjaśnił rzecz pewną, dotyczącą zarówno ogrodnictwa jak filozofii: dla czego mianowicie rośliny uprawiane z wielkim trudem, daleko są gorsze od tych, które ziemia sama wydaje bez uprawy i nawozu. Ksantus zdał wszystko na Opatrzność, jak to zwykle czynią ludzie, nie wiedzący co odpowiedzieć. Ezop roześmiał się i odprowadziwszy swego pana na stronę, poradził mu, aby rzekł ogrodnikowi, iż dla tego dał mu odpowiedź tak ogólnikową, ponieważ samo zapytanie jest zbyt błahem dla jego umysłu; lecz że zostawia mu swego niewolnika, który tę rzecz wyjaśni. Ksantus odszedł, a Ezop, pozostawszy sam z ogrodnikiem, wyjaśnił mu to zagadnienie w następujący sposób: porównał ziemię do kobiety, która, mając dzieci, zaślubiłaby człowieka, również mającego potomstwo z innej żony; otóż, taka kobieta niezawodnie znienawidzi swoich pasierbów i skąpiąc im pożywienia, oddawać wszystko będzie swoim własnym dzieciom. Tak samo i ziemia niechętnie karmi płody uprawy i pracy ludzkiej, a dobrodziejstwa swoje zachowuje dla tych, które sama wydaje; względem pierwszych jest macochą, a tkliwą matką względem drugich. Ta odpowiedź tak zadowolniła ogrodnika, że ofiarował Ezopowi wszystko co miał w ogrodzie.
Wkrótce potem filozof poróżnił się z żoną, z następującego powodu: Będąc na uczcie, odłożył na stronę rozmaite przysmaki i rzekł do Ezopa: «Zanieś to mojej pieszczotce.» Ezop spełnił polecenie w ten sposób, że oddał wszystko ulubionej suczce swojego pana. Ksantus, wróciwszy do domu, zapytał żonę, czy otrzymała jego podarunek. Nastąpiło nieporozumienie; wreszcie przywołano Ezopa. Ksantus, który szukał sposobności aby skarcić niewolnika, zapytał go, jak się wywiązał z polecenia, skoro otrzymał wyraźny rozkaz: «Zanieś te przysmaczki mojej pieszczotce.» Ezop odparł, że w jego rozumieniu tą pieszczotką nie mogła być żona, która co chwila groziła rozwodem, lecz że była to niewątpliwie suczka, która cierpliwie znosiła wszystko i nawet otrzymawszy chłostę, nie przestawała się łasić swojemu panu. Filozof, jak to mówią, zapomniał języka w gębie; ale jego małżonka rozgniewała się tak dalece, że opuściwszy dom mężowski, powróciła do swoich rodziców. Ksantus błagał, wysyłał krewnych, ale ani błagania, ani przedstawienia nie odnosiły skutku. Wtedy Ezop uciekł się do podstępu. Zakupił wielką ilość zwierzyny i wszelakich zapasów, jakoby na gody weselne, i dopóty słaniał się po mieście, dopóki nie napotkał służącego swej pani. Ten zapytał Frygijczyka, co znaczą te wszystkie przybory. Ezop odrzekł, że Ksantus, nie mogąc nakłonić żony do zgody, postanowił zaślubić inną kobietę. Skoro tylko małżonka dowiedziała się o tem, natychmiast powróciła do domu filozofa, czy to przez zazdrość, czy też przez ducha sprzeciwieństwa. Nie przebaczyła jednak niewolnikowi, który codzień nowe figle płatał swojemu panu i codzień dowcipem wykręcał się od kary, tak, że filozof nie mógł go na niczem schwytać.
Pewnego dnia, Ksantus, zamierzając wydać ucztę dla przyjaciół, zalecił Ezopowi, aby zakupił to tylko, co znajdzie najlepszego, ale nic więcej. «Nauczę cię, pomyślał Ezop, abyś dokładnie mówił czego żądasz, i nie zdawał się na rozum niewolnika.» Nakupił przeto ozorów, i kazał przyrządzić je w najrozmaitszy sposób, tak, że wszystkie potrawy składały się z samych ozorów. Goście chwalili z początku, ale w końcu sprzykrzyła im się ta jednostajność. «Wszakże rozkazałem, rzekł Ksantus, abyś kupił co jest najlepszego? — A cóż może być lepszego nad język? odparł Ezop. Jest to węzeł życia społecznego, klucz wszelkiej wiedzy, narzędzie rozumu i prawdy; z jego pomocą wznoszą się i cywilizują miasta; z jego pomocą uczymy, przekonywamy, rządzimy i spełniamy najświętszy obowiązek, to jest: chwalimy Bogów. — Kiedy tak, rzekł Ksantus, pragnący niewolnika w kłopot wprowadzić, to na jutro zakup mi to tylko, co jest najgorszego: będę miał u siebie tych samych gości i radbym urozmaicić biesiadę.»
Nazajutrz, Ezop znowu kazał zgotować potrawy z samych ozorów, twierdząc, że język jest najgorszą rzeczą w świecie: «On to, rzekł, jest ojcem wszelkich kłótni, powodem procesów, źródłem niesnasek i wojen. Jeśli jest narzędziem prawdy, to zarówno i błędu, a co gorsza, oszczerstwa i potwarzy. On burzy miasta, on do złego nakłania. On wielbi Bogów, ale i bluźni ich potędze.» Jeden z gości rzekł na to Ksantusowi, iż ten niewolnik wielce mu jest potrzebny, gdyż umie jak nikt w świecie, wystawiać na próbę cierpliwość filozofa; a gdy Ksantus okazywał niezadowolenie: «O cóż się troskasz? zagadnął Ezop. — Znajdźże mi człowieka, który się o nic nie troszczy,» odparł Ksantus.
Ezop poszedł nazajutrz na rynek, i zobaczywszy wieśniaka, który spoglądał dokoła siebie, zimny i obojętny na wszystko jak posąg, zabrał go z sobą do domu. «Oto jest, rzekł Ksantusowi, człowiek jakiego żądałeś.» Ksantus dał swojej żonie polecenie, aby nalała ciepłej wody do miednicy i umyła nogi gościowi. Wieśniak obojętnie ten dowód czci przyjął, lubo wiedział że na nią nie zasłużył; ale myślał w głębi duszy, że może jest to zwyczaj powszechny w miastach, któremu poddać się należy. Posadzono go na pierwszem miejscu przy stole: zasiadł bez ceremonii. Podczas biesiady, Ksantus bez przerwy ganił kucharza i z niczego nie był zadowolony; o potrawie słodkiej mówił, że jest przesolona, a o słonej, że zanadto słodka. Tymczasem «człowiek bez troski» puszczał jego gderanie mimo uszu i jadł za trzech. Przy końcu uczty przyniesiono ciasto, które żona Ksantusa sama upiekła: było ono wyborne, ale filozof udawał, że mu wcale nie smakuje. «Nigdy w życiu nie jadłem tak złego pieczywa, rzekł; warto spalić kucharkę, co je upiekła, bo nigdy nic porządnie nie zrobi: przygotujcie drzewo do stosu. — Poczekaj, zawołał wieśniak; pójdę po swoją żonę: jeden stos dla obu wystarczy.» To przemówienie zbiło z tropu filozofa; stracił nadzieję, aby mógł kiedykolwiek przezwyciężyć bystry umysł swego niewolnika.
Lecz Ezop nietylko przeciw swojemu panu bronił się dowcipem i bystrością umysłu. Pewnego dnia, wysłany za interesem, spotkał w drodze sędziego, który go zapytał, dokąd idzie. Ezop, czy to przez roztargnienie, czy z jakiej innej przyczyny odparł, że sam tego nie wie. Urzędnik, poczytując tę odpowiedź za dowód lekceważenia i pogardy, rozkazał zaprowadzić go do więzienia. Gdy spełniano ten rozkaz, Ezop zawołał: «Nie miałemże słuszności? Czyż mogłem wiedzieć że pójdę tam, dokąd mnie teraz wiodą?» Na te słowa, urzędnik rozkazał go uwolnić i winszował Ksantusowi, że tak rozsądnego niewolnika posiada.
Ksantus ze swej strony widział jasno, ile Ezop zaszczytu mu przynosi i dla tego nie chciał go wyzwolić. Pewnego dnia, gdy filozof ucztował ze swemi uczniami, Ezop, pełniący służbę przy biesiadzie, zauważał, że wszyscy zaczynali przebierać miarę. «Nadużycie wina, rzekł, przez trzy stopnie przechodzi: rozkoszy, odurzenia i szaleństwa.» Wyśmiano go i dalej wypróżniano kielichy. Ksantus nareszcie podchmielił sobie tak dalece, że zaczął mówić, iż całe morze wypić potrafi, a rozjątrzony śmiechem współbiesiadników, uparł się przy swojem, postawił dom swój w zakład i jako rękojmię złożył pierścień, który miał na palcu.
Nazajutrz, wytrzeźwiwszy się, Ksantus ku wielkiemu swemu zdumieniu spostrzegł, iż nie ma pierścienia, do którego wielką przywiązywał wartość. Ezop wtedy opowiedział mu, co zaszło dnia poprzedniego, i że nietylko pierścień, ale dom cały ów nieszczęsny zakład pochłonie. Zatrwożył się filozof i prosił Ezopa o radę. Ten wymyślił wybieg następujący. Gdy w dniu naznaczonym na rozstrzygnięcie zakładu, cała ludność Samos zebrała się na brzegu morskim, sądząc że będzie świadkiem zawstydzenia filozofa, i gdy ów jego uczeń, który trzymał zakład, już zawczasu cieszył się zwycięztwem, Ksantus, stanąwszy wśród zgromadzenia, odezwał się w te słowa: «Założyłem się istotnie, że wypiję całe morze co do kropli; ale nie było wcale mowy o rzekach, które doń wpływają; niechże więc ten, kto się ze mną założył, odwróci wszystkie rzeki, a wówczas spełnię, co zapowiedziałem.» Powszechnem było podziwienie nad tak mądrym wybiegiem, który wybawił Ksantusa z wielce kłopotliwego położenia. Uczeń uznał się za zwyciężonego i przeprosił swego mistrza, a ludność odprowadziła Ksantusa w tryumfie do domu.
W nagrodę, Ezop zażądał wolności. Ksantus odparł, że pora wyzwolenia go jeszcze nie nadeszła; że wszelako, jeśli Bogowie objawią swoją wolę, nie będzie się opierał; zalecił przeto Ezopowi, aby dał baczenie na pierwszą wróżbę, jaką ujrzy wyszedłszy z domu: jeżeli wróżba będzie przychylną, jeżeli naprzykład Ezop zobaczy dwie wrony odrazu, to pozyska wolność; jeżeli zaś ujrzy tylko jednę, to powinien bez szemrania pozostać nadal w dotychczasowym stanie. Ezop wyszedł natychmiast z domu i w tejże chwili spostrzegł dwie wrony siedzące na wierzchołku drzewa. Pobiegł z tą wieścią do swojego pana, lecz zanim ten nadszedł, jedna z wron odleciała. «Czy mniemasz, że mnie zawsze oszukiwać można? zawołał Ksantus do Ezopa. Hej, wychłostać zuchwalca!» Wyrok spełniono niezwłocznie; podczas gdy biedny Ezop odbierał niezasłużone cięgi, przysłano Ksantusowi zaproszenie na biesiadę: filozof przyrzekł, iż uczyni zadość wezwaniu. «Niestety! zawołał Ezop, jak to wróżby łudzą i zawodzą! Ja, com widział dwie wrony, odbieram plagi; a mój pan, co widział tylko jednę, dostaje zaproszenie na biesiadę!» To dowcipne zdanie tak się podobało Ksantusowi, że rozkazał przestać batożyć Ezopa; ale nie chciał obdarzyć go wolnością, pomimo kilkakrotnie ponawianej obietnicy.
Pewnego dnia przechadzali się obadwaj wśród starożytnych pomników, odczytując z upodobaniem umieszczone na nich napisy. Pomiędzy temi napisami Ksantus zobaczył jeden, którego nie mógł odgadnąć. Były to początkowe litery jakichś wyrazów. Filozof uznał, że ta zagadka przechodzi jego pojęcie. «Gdybym za pomocą tych liter dopomógł tobie znaleźć skarb, jaką otrzymam nagrodę?» zagadnął Ezop. Ksantus obiecał mu połowę skarbu i wolność. «Te litery, rzekł Ezop, znaczą, że o cztery kroki od tego pomnika skarb jest zakopany.» Jakoż rzeczywiście znaleźli go niebawem. Ezop żądał spełnienia obietnicy, ale filozof się wzdragał. «Nie wyzwolę cię, rzekł, dopóki mi nie wyjaśnisz znaczenia tych liter; będzie to dla mnie większym skarbem nad tem, któryśmy znaleźli. — Są to, odparł Ezop, pierwsze litery wyrazów: Skoro cofniesz się o cztery kroki i kopać będziesz, skarb pozyskasz. — Ponieważ jesteś tak bystry, rzekł Ksantus, zbłądziłbym, pozbywając się ciebie; nie łudź się przeto nadzieją, abym cię wyzwolił. — A ja, odpowiedział Ezop, oskarżę cię przed królem Dyonizyuszem, bowiem ten skarb do niego należy; litery wyryte na pomniku zaczynają, oprócz tamtych, inne jeszcze wyrazy, mające to znaczenie.» Zatrwożony filozof ponownie przyrzekł Frygijczykowi połowę skarbu, prosząc, aby nikomu nie wspomniał ani słowa o tem zdarzeniu. Ezop odparł na to, że nie poczuwa się wcale do wdzięczności, ponieważ też same litery zaczynają trzeci szereg wyrazów, tworzących zdanie następne: «Odchodząc, podzielcie między siebie skarb znaleziony.» Za powrotem do domu, Ksantus rozkazał zakuć Ezopa w kajdany i wtrącić do więzienia, z obawy, aby nie rozgłosił tajemnicy. «Niestety! zawołał Ezop, więc to w taki sposób filozofowie dopełniają przyrzeczeń? Ale czyń co zechcesz, nadejdzie pora, w której będziesz zmuszony mnie wyzwolić.»
Jakoż wkrótce spełniła się ta przepowiednia. Nadzwyczajne wydarzenie rzuciło postrach na mieszkańców miasta Samos: Orzeł porwał pierścień publiczny (była to prawdopodobnie pieczęć, którą wyciskano na uchwałach rady miejskiej) i upuścił go na płaszcz jakiemuś niewolnikowi. Wezwano Ksantusa, aby wyraził swoje zdanie w tym względzie, jako filozof i jeden z najwyższych dostojników rzeczypospolitej. Ksantus prosił o czas do namysłu i uciekł się do swojej zwykłej wyroczni, to jest: do Ezopa. «Postaw mnie przed ludem, rzekł Ezop, i dozwól, abym ja sam rzecz tę wyjaśnił; bowiem, jeżeli zgadnę, to chwała niemniej przeto spadnie na ciebie, jako na mojego pana; jeśli zaś pobłądzę, mnie tylko ganić będą.» Ksantus usłuchał tej rady i wprowadził Ezopa na trybunę. Zobaczywszy go, wszyscy parsknęli śmiechem; nikt nie przypuszczał, aby taki potwór mógł rozsądnie przemówić. Ezop rzekł, iż nie należy zwracać uwagi na kształt naczynia, lecz na napój w niem zawarty. Wtedy lud wykrzyknął, aby bez obawy wypowiedział, co myśli o zaszłem wydarzeniu. Ezop wymówił się, iż nie śmie tego uczynić. «Fortuna, rzekł, roznieciła między panem i niewolnikiem walkę o wyższość i sławę; jeśli niewolnik pobłądzi, otrzyma chłostę; okaże się mędrszym od pana, to znowu chłostę otrzyma.» Wtedy zaczęto nalegać na Ksantusa, aby go wyzwolił. Filozof długo się wzbraniał, ale rządca miasta zagroził, że wyzwoli Ezopa na mocy swego urzędu, i w końcu Ksantus musiał uledz. Wówczas Ezop oznajmił, że owo zdarzenie zwiastuje Samijczykom niewolę; że orzeł porywający pierścień, oznacza króla, który pragnie ich kraj zawojować.
Wkrótce potem Krezus, król Lidyi, wyprawił do Samos poselstwo, wzywając mieszkańców, aby się uznali jego hołdownikami; w razie odmowy groził, że orężem zmusi ich do tego. Większość była zdania, że należy się poddać. Ezop wtedy powiedział, że Fortuna dwie drogi ukazuje ludziom: jedną jest droga swobody, z początku stroma i ciernista, ale potem wygodna i miła; drugą zaś droga niewoli, z początku równa i gładka, ale potem bardzo uciążliwa. Była to dość wyraźna przestroga dla Samijczyków, i posła Krezusa odprawiono z niczem.
Krezus wyruszył na wojnę. Poseł, który był w Samos, rzekł królowi, iż trudno będzie nakłonić Samijczyków do uległości, dopóki Ezop wśród nich przebywa, bowiem wszyscy wielkie w jego rozumie pokładają zaufanie. Krezus zażądał wtedy wydania Ezopa, przyrzekając w zamian, że zostawi mieszkańców w spokoju. Naczelnicy miasta uznali ten warunek za nader korzystny, w mniemaniu, że poświęcając Ezopa, tanim kosztem okupią swobodę. Frygijczyk atoli zniewolił ich do zmiany zdania, mówiąc, że gdy wilki zawarły z owcami przymierze, owce oddały im swoje psy na zakładników, a wtedy wilki bez przeszkody podusiły owce. Ta przypowieść odniosła skutek: Samijczykowie uradzili, aby nie wydać Ezopa. Wszelako Ezop z własnej woli postanowił udać się do Krezusa, mówiąc Samijczykom, iż w ten sposób większe zdoła im oddać usługi, aniżeli gdyby pozostał w mieście.
Krezus, ujrzawszy Ezopa, zdumiał się, że tyle nędzna istota była zdolną stawiać tak wielkie przeszkody jego potędze. «Jakto? zawołał, więc to jest ów człowiek który sprawia, że Samijczykowie opierają się mojej woli?» Ezop padł do nóg królowi, mówiąc: «Pewien człowiek chwytał szarańcze; świerszcz polny wpadł mu przypadkiem w ręce. Człowiek chciał go zabić, tak jak zabijał szarańcze. «Cóż ci przewiniłem? rzekł świerszcz; nie zjadam twego zboża i żadnej nie czynię szkody; głos tylko posiadam, a głosem nie potrafię wyrządzić ci żadnej krzywdy.» Potężny królu! jestem jako ów świerszczyk: głos tylko posiadam i nie używałem go z ujmą dla ciebie.» Krezus, zdjęty podziwem i politowaniem, nietylko przebaczył Ezopowi, ale, przez wzgląd na niego, odstąpił od Samos.
W owym czasie Ezop, przebywając na dworze Krezusa, napisał bajki, które złożył w darze królowi; a wysłany następnie przez tegoż do Samos, został nader zaszczytnie przyjęty przez współobywateli. Potem zaczął podróżować po różnych krajach i obcować z mędrcami i filozofami. Wreszcie pozyskał wielkie łaski u Lycerusa, króla Babilonu. Królowie ówcześni posyłali sobie wzajemnie rozmaite zagadnienia do rozwiązywania, zobowiązując się, w razie przegranej, do płacenia pewnej znacznej kwoty. Lycerus, przy pomocy Ezopa, wygrywał zawsze i pozyskał sławę zarówno w zadawaniu zagadnień, jak i w rozwiązywaniu.
Podczas pobytu na dworze Lycerusa, Ezop ożenił się; a nie mając potomstwa, przyjął za syna pewnego młodzieńca dobrego rodu, imieniem Ennus. Ten wszelako wypłacił się swemu dobroczyńcy niewdzięcznością, za co Ezop wygnał go ze swego domu. Ennus, uniesiony żądzą zemsty, sfałszował listy, świadczące, jakoby Ezop był w porozumieniu z królami, ubiegającemi się o wygranę przeciw Lycerusowi. Król, spojrzawszy na podpisy i pieczęcie, nie szukał innych dowodów winy i przywoławszy oficera swej straży, Hermippusa, rozkazał mu zgładzić natychmiast Ezopa ze świata. Hermippus, będący przyjacielem Frygijczyka, ocalił mu życie; ukrył go bowiem w grobowcu i żywił przez czas długi. Tymczasem, gdy wieść o śmierci Ezopa rozeszła się, król Egiptu, Nectenabo, przesłał Lycerusowi zagadnienie, w nadziei, że tą razą go zwycięży. Zażądał mianowicie, aby Lycerus przysłał mu budowniczych, którzyby umieli wystawić wieżę w powietrzu, a razem z niemi takiego człowieka, który wszelkie zagadnienia rozwiązywać potrafi. Lycerus, przeczytawszy listy, wezwał do narady najmędrszych ludzi ze swego kraju, ale nikt nie wiedział, co począć; wtedy Hermippus, zobaczywszy że król żałuje śmierci Ezopa, wyznał, jakim sposobem go ocalił. Na wezwanie Lycerusa, Ezop wrócił do dworu, dowiódł swej niewinności i przebaczył Ennusowi. Przeczytawszy zaś list króla Egiptu, roześmiał się i poradził Lycerusowi, aby uwiadomił swego współzawodnika, iż z nadejściem wiosny przyśle mu to, czego żądał. Lycerus zwrócił Ezopowi majątek i wydał mu Ennusa, aby z nim postąpił wedle swojej woli. Ezop przyjął winowajcę jak syna: za całą karę zalecił mu, aby szanował Bogów i króla, był strasznym dla wrogów a wyrozumiałym i ludzkim dla wszystkich; aby niewiele mówił i wypędzał od siebie plotkarzy, nie tracił odwagi w nieszczęściu, był dbałym o jutro, bo lepiej po śmierci zbogacić nieprzyjaciół, niżeli być za życia ciężarem przyjaciołom; zwłaszcza zaś, aby nikomu nie zazdrościł szczęścia i cnoty, bo tem krzywdziłby siebie samego. Dobroć i przestrogi Ezopa przeszyły, jakoby grot śmiertelny, serce Ennusa: bowiem wkrótce potem zakończył życie.
Powróćmy do żądań króla Nectenabo. Ezop schwytał młode orły i dokonał rzeczy, zaiste trudnej do uwierzenia: wyuczył je unosić w powietrze koszyki, z których każdy mieścił w sobie małe dziecię. Gdy wiosna nadeszła, odjechał do Egiptu z tym całym taborem, wzbudzając wszędzie podziw i oczekiwanie. Nectenabo, który jedynie ze względu na pogłoskę o śmierci Ezopa posłał owo zagadnienie, powitał go z nietajonem zdumieniem i zapytał, czyli przywiózł ze sobą budowniczych i człowieka, odpowiadającego na wszelkie zapytania. Ezop odrzekł, że tym człowiekiem jest on sam, a budowniczych okaże królowi na miejscu przeznaczonem do budowy. Udali się zatem na pole i Ezop wypuścił swoje orły, które porwawszy koszyki z dziećmi, uniosły je w górę, a dzieci tymczasem wołały, aby im dano wapna, kamieni i drzewa. «Królu, rzekł wówczas Ezop, oto są robotnicy: dostarczże im materyału do budowy.» Nectenabo uznał, że jest zwyciężonym, ale wnet zagadnął Ezopa: «Mam tu w Egipcie klacze, które dostają źrebiąt, słysząc rżenie koni w Babilonie; jakże mi to wyjaśnisz?» Ezop odłożył odpowiedź do dnia następnego, i wróciwszy do swego mieszkania, rozkazał dzieciom, aby złapały kota i bijąc go, chodziły po ulicach miasta. Egipcyanie czcili te zwierzęta jako bóstwa; zgorszeni przeto widokiem chłostanego kota, wyrwali go z rąk dzieci i zanieśli skargę do króla. Wezwano natychmiast Ezopa do dworu. «Czy nie wiesz, rzekł Nectenabo, że kot jest bogiem naszym? Jak śmiałeś tak z nim postąpić? — Skarciłem go za przestępstwo, jakiego się dopuścił względem Lycerusa, odparł Ezop, bo dzisiejszej nocy zadusił mu ulubionego koguta, który wybornie swojem pianiem zwiastował godziny. — Jesteś kłamcą, król zawołał; jakimże sposobem kot mógłby przez jednę noc przebyć tak daleką drogę? — A jakimże sposobem, podchwycił Ezop, twoje klacze mogą z tak daleka słyszeć rżenie naszych koni?»
Nectenabo, nie dając jeszcze za wygranę, sprowadził z Heliopolis kilku uczonych, biegłych w sztuce zadawania zagadek i wydał dla nich ucztę, na którą i Frygijczyka zaprosił. Podczas biesiady, uczeni przedkładali Ezopowi różne zagadnienia, a między innemi następujące: «Stoi wielka świątynia, wsparta na kolumnie, którą miast dwanaście otacza, każde z tych miast posiada trzydzieści filarów, dokoła których chodzą jedna za drugą dwie niewiasty: pierwsza w białej a druga w czarnej szacie. — W naszym kraju daje się dzieciom takie zagadki, odparł Ezop. Świat jest świątynią, rok kolumną, miesiące miastami a filary dniami, dokoła których kolejno Dzień i Noc krążą.»
Nazajutrz, Nectenabo zawezwał do siebie wszystkich swoich powierników. «Zdołacież spokojnie przenieść, rzekł, aby potwór, ledwie na miano człowieka zasługujący, przechylał zwycięztwo na stronę Lycerusa i mnie wstydem okrywał?» Jeden z dworzan dał wówczas radę następną: zażądać od Ezopa, aby powiedział rzecz taką, o której nigdy nie słyszeli. Ezop napisał rewers, mocą którego Nectenabo zeznawał, że jest winien dwa tysiące talentów Lycerusowi, i zapieczętowawszy, wręczył rewers królowi. Zanim tenże otworzył pismo, dworzanie wyrzekli, że rzecz w niem zawarta jest im znaną. Nectenabo odpieczętował i przeczytawszy, zawołał: «To kłamstwo bezczelne! biorę was wszystkich na świadków. — W samej rzeczy, potwierdzili dworzanie, nie słyszeliśmy nigdy o tym długu. — A więc spełniłem wasze żądanie,» rzek Ezop. Wtedy Nectenabo przyznał Lycerusowi zwycięztwo i hojnie obdarzywszy Ezopa, odesłał go do Babilonu.
Zdaje się, że ten pobyt w Egipcie dał niektórym pisarzom powód do mniemania, jakoby Ezop był tamże niewolnikiem wspólnie ze słynną Rhodope, która swoim kosztem wystawiła jednę z trzech istniejących piramid; dzieło to słusznie wzbudza podziw podróżników, bowiem piramida Rhodopy, lubo najmniejsza, jest wszelako najkunsztowniej zbudowaną.
Ezop, za powrotem do Babilonu, został powitany przez Lycerusa z oznakami najżywszej radości i przyjaźni: monarcha wystawił pomnik swemu ulubieńcowi. Atoli Frygijczyk, trawiony żądzą wiedzy, wyrzekł się wszystkich zaszczytów i opuścił Lycerusa, udając się do Grecyi, którą jeszcze raz w życiu pragnął odwiedzić. Z żalem pożegnał go Lycerus, związawszy przysięgą, iż powróci i przy jego boku reszty dni swoich dokona.
Ezop, zwiedzając miasta Grecyi, zatrzymał się i w Delfach. Delfijczycy chętnie słuchali jego przypowieści, lecz nie składali mu żadnych oznak poszanowania. Urażony tem lekceważeniem, Ezop przyrównał ich do drągów pływających po wodzie: zdaleka wydają się czemś nadzwyczajnem, a zblizka przekonywamy się, że to jedno nic. Tę przypowieść drogo zapłacił. Delfijczycy, lękając się aby nie ośmieszył ich przed światem, znienawidzili Ezopa i przez zemstę postanowili odjąć mu życie. W tym celu ukryli między jego rzeczy czarę ofiarną ze świątyni, aby tym sposobem dowieść mu kradzieży i świętokradztwa, i na śmierć skazać.
Zaledwie Ezop opuścił Delfy drogą wiodącą do Focydy, gdy dogonili go Delfijczycy, oskarżając o kradzież naczynia; Ezop przysięgą upewniał o swojej niewinności, ale Delfijczycy, nie zważając na to, przetrzęśli jego rzeczy i, jak łatwo się domyśleć, znaleźli czarę. Daremne były zaklęcia Ezopa: obciążonego kajdanami, jak nikczemnego zbrodniarza, odprowadzono napowrót do Delf i wtrącono do więzienia; poczem zapadł wyrok, skazujący go na strącenie ze skały. Napróżno bronił się zwykłym swoim orężem; Delfijczykowie szydzili z jego przypowieści.
«Żaba, mówił Ezop, zaprosiła szczura w odwiedziny. Aby mu dopomódz w podróży przez fale, przywiązała go sobie do nogi. Dostawszy się na wodę, chciała pociągnąć szczura na dno, aby go utopić i pożreć. Nieszczęsny szczur bronił się z całej siły; podczas gdy się szamotał na powierzchni wody, zoczył go ptak drapieżny; wpadł nań z góry, porwał razem z żabą, która nie miała czasu się odczepić, i zjadł oboje. Okrutni Delfijczycy! i mnie pomści ktoś potężniejszy od was: zginę, ale i wy zginiecie.»
Gdy go wiedziono na miejsce kaźni, zdołał się wymknąć i schronić do kaplicy, poświęconej Apollinowi. Wyrwali go ztamtąd Delfijczycy. «Gwałcicie to święte schronienie, rzekł; podajecie za powód, że to nie jest świątynia, tylko mała kapliczka; ale przyjdzie czas, kiedy wasza złośliwość nie znajdzie i w świątyniach bezpiecznego schronienia. Doświadczycie tego samego, czego doświadczył ów orzeł, co pomimo prośb jelonka, porwał z jego gniazda zająca, który tam szukał ocalenia. Nawet na łonie Jowisza potomstwo orła odniosło karę za ten postępek.» Nie wzruszyło to Delfijczyków, i wyrok został spełniony.
Wkrótce po śmierci Ezopa, morowe powietrze nawiedziło Delfy. Mieszkańcy udali się do wyroczni, zapytując, jakim sposobem mogliby przebłagać gniew Bogów. Wyrocznia rzekła, iż powinni zgładzić swoją zbrodnię, oddając cześć cieniom Ezopa. Natychmiast wzniesiono mu pomnik. Lecz nietylko Bogowie potępili ten czyn niegodny: ludzie również pomścili zgon mędrca. Cała Grecya wysłała urzędników dla zbadania tej sprawy, i przestępcy ponieśli surową, lecz zasłużoną karę.