Światło, które zagasło/Kipling i „Światło“

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Birkenmajer
Tytuł Kipling i „Światło“
Pochodzenie Światło, które zagasło
Wydawca Wydawnictwo Polskie
R. Wegner
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KIPLING i „ŚWIATŁO“.

Rok 1891, w którym ukazała się powieść „The Light that failed,“ jest ważną datą w życiu i twórczości Kiplinga. Niedługo przedtem zdobył on sobie nareszcie — po kilku latach niedoceniania i niezrozumienia — rozgłos i uznanie wśród publiczności angielskiej, został — jak to się zwykło mawiać — przez nią odkryty. Myśl o tym rozgłosie niewątpliwie bardzo go wówczas zaprzątała, skoro stała się jednym z głównych motywów rzeczonej powieści.
Miał wtedy Kipling dwudziesty siódmy rok życia, a więc mniejwięcej tyle, ile mógł mieć Dick Heldar w chwili, gdy po swych artystycznych studjach, po włóczęgach i awanturach, wrócił nakoniec do Anglji, by rozpocząć pracę zakrojoną na większe rozmiary i o znacznie większych ambicjach. Włóczęgi te były odbiciem studjów artystycznych i podróży samego autora, który wszak jako „literacki inspektor generalny“ (taki mu nadawano żartobliwy przydomek), zwiedził był całe imperjum brytyjskie, ba, i kraje inne, jak Amerykę i Japonję. Dzisiejsi młodzi poeci, którzy za ostatni krzyk mody, postępowości, swych tęsknot, a pono i genjuszu poetyckiego, uważają „Podróż do Bombaju“ winni ze smutkiem raz wreszcie się przekonać, że nie powiedzieli nic nowego, ani oryginalnego; kilkadziesiąt lat temu wyprzedził ich w tem późniejszy autor „Kima," który niedość, że obaczył Bombaj już w chwili urodzenia (1865 r.), ale ponadto zczasem został niezrównanym — po dziś dzień nieprześcignionym — piewcą egzotyzmu i podróżnictwa.
Refleksami tych egzotycznych podróży — budzących w sercu Kiplinga takąż nostalgję, jaka się zbudziła w sercu Dicka na głos sygnałów „Barralonga“ — znaczyły się nietylko wcześniejsze opowieści, jak „Under the Deodars“ lub „The Phantom Rikshaw,“ ale przedewszystkiem fejletony dziennikarskie — nieco zbliżone do Sienkiewiczowskich „Listów z podróży“ — wydane później razem (1900) w jednym zbiorze p. t. „From Sea to Sea.“[1] Albowiem od 19-go roku życia przez dość długi czas poświęcał się Kipling publicystyce — stąd to tak świetnie umiał przedstawiać zarówno zakulisowe stosuneczki prasy, jako też dolę i niedolę dziennikarzy. Jedno i drugie spotykamy i w powieści niniejszej: w chytrych kalkulacjach „Syndykatu“ oraz w szczerych poufałościach „braci po piórze“; w bractwie tem zaś wyraziście rysują się dwie postaci: szlachetnego Torpenhowa i komicznego Nilghai.
Główny bohater powieści, Dick Heldar, choć wiąże się dość ściśle z gronem korespondentów wojennych, sam nie jest dziennikarzem — atoli i tutaj Kipling nie wyszedł, że tak powiem, poza obręb swych specjalności. Ten wielki poeta obdarzony był przecie jednocześnie oryginalnym i wybitnym talentem malarskim, a przynajmniej rysowniczym — o czem świadczą choćby jego świetne ilustracje do przemiłej książki (1902) „Just so Stories for little Children[2].
Wspomniałem, że rok 1891 miał być dla Kiplinga — jak dla Dicka Heldara po powrocie do Anglji — erą nowych dzieł, na większą zakrojonych miarę, dzieł o głębszem założeniu i rozleglejszej treści.
Tak się też stało istotnie. — Zwracano niejednokrotnie uwagę na to, że najwięksi powieściopisarze (u nas Sienkiewicz, Reymont, Żeromski) zaczynali swą działalność pisarską zazwyczaj od form drobniejszych, a więc od noweli, nierzadko zaś od wierszy: z tych dwu rodzajów literackich pierwszy wdrażał ich do spoistego konstruowania fabuły, drugi do melodyjności lub precyzyjności słowa. Powiedzieć to należy i o Kiplingu, tylko dodać trzeba że pisarz ten do dni sędziwych nie wziął rozbratu ani z nowelą, ani z wierszami; wszak jeszcze w wydanym niedawno jego tomie „Debits and Credits” (1927) spotykamy wśród „prozy“ szereg poezyj, między innemi rzekome przekłady... piątej (!!) księgi „Pieśni“ Horacjusza[3]; zbiorki nowel („Mine Own People“ 1891, „Many Inventions“ 1893), oraz poezyj (wśród nich świetne ballady koszarowe — „Barrack-Room Ballads“ 1892, „The Seven Seas 1896, „Five Nations”’, 1906) ukazywały się i po wspomnianej dacie. Ponadto wierszami — bądź w postaci motta, bądź przelotnej cytaty, bądź okolicznościowej śpiewki czy rzekomego przysłowia — usiał Kipling wszystkie niemal swe dzieła, co można stwierdzić, choćby w tekście niniejszej powieści. Atoli na pierwsze lata twórczości przypada u Kiplinga — poza działalnością publicystyczną — wyłącznie uprawa poezyj („Departmental Ditties,“ 1886, tak oryginalne treścią) i nowelistyki („Plain Tales from the Hills”, 1887, „Soldiers Three“). Rok 1891 rozpoczyna się utworem dłuższym, powieścią; jest to właśnie, jak mówiliśmy, „The Light that failed” „Światło, które zagasło. Odtąd już lista dzieł Kiplinga raz wraz obejmuje tytuły powieści. Wymienimy tu najpierw słynne dwie „Księgi Dżungli“ — pierwsza wydana w roku 1894, druga w r. 1895 — genjalne i najwięcej czytane dzieło Kiplinga, mające dotychczas 230 tysięcy egzemplarzy nakładu w języku angielskim oraz tłumaczone na wszystkie języki świata (polski przekład w 5 i 15 tomie B. L. N.); dzieło to jednak — ze względu na wtrącone luźne opowiadania — możnaby w pewnej mierze poczytać raczej za zbiór nowel. Dalej idą „Captains Courageous“ 1897 (wkrótce wyjdzie przekład polski), „Stalky & Co.“ 1899 (wydane w 19-ym numerze B. L. N.), „Kim“’ 1901, (nr. 46 B. L. N.) itd.[4] Mógłby więc w r. 1891 Kipling powiedzieć o sobie słowami naszego wieszcza, że mu się bania z poezją nad głową rozbiła. Przyszły laureat nagrody Nobla miał wówczas w duszy nietylko dumę z uzyskanej już sławy, ale i świadomość, że potrafi cały świat zadziwić wielkiemi dziełami, tworzącemi się właśnie lub mającemi dopiero powstać. Jednakże pyszałkiem Kipling nigdy nie był, nie kusił „zazdrości bogów.“ Zmysł moralizatorski, który nieraz będzie przychodził do głosu w jego powieściach (w „Kapitanach“ najsilniej) kazał mu raz po raz przestrzegać Dicka przed grzechem pychy; przestrogi te, przechodząc od łagodnych do coraz mocniejszych, wyrażają się najpierw pijackim frasunkiem Binata, potem ojcowskiemi, niemal upomnieniami Torpenhowa i drwinami Nilghaiego, potem zakamieniałą nieczułością Maisie, wreszcie — co dla każdego wielce bolesne, lecz dla malarza najokropniejsze — utratą wzroku...
To stopniowanie przestróg wobec ludzkiej „hybris“, a wreszcie i sam rodzaj katastrofy, mocno przypomina wstrząsającą arcytragedję grecką — Sofoklesowego „Króla Edypa.“ Ale obok tej tragedji starożytnej można w czasie lektury „Światła“ mieć mimowoli w pamięci niemniej wstrząsającą tragedję nowożytną. Mówię o „Upiorach“ Ibsena.
Podobieństwo zasadniczego motywu obu dzieł jest uderzające. Jak u Kiplinga Dick Heldar, tak u Ibsena Oswald Allen jest młodym malarzem, rokującym wielkie nadzieje — niestety, tak jeden jak i drugi nagle w przededniu największych triumfów staje się całkowicie niezdolnym do wszelkiej pracy twórczej. Jak Dick, tak i Oswald zrazu nie zdaje sobie sprawy ze swej choroby i bagatelizuje ją — aż dopiero z ust lekarza dowiaduje się strasznej prawdy: „Dostałem silnego bólu głowy, zwłaszcza za ciemieniem; (mówi w Il-gim akcie dramatu) bolało to, jakby mi ktoś głowę ściskał w żelaznem imadle... Początkowo wziąłem to za zwykły ból głowy, na który cierpiałem od lat dziecinnych... Niebawem jednak przekonałem się, że się mylę. Nie mogłem myśleć o jakiemkolwiek zajęciu. Miałem właśnie rozpocząć nowy, wielki obraz... ale byłem jak sparaliżowany... czułem się zupełnie bezsilny... niezdolny do stworzenia sobie jasnego pojęcia o czemkolwiek. W głowie mi kotłowało... przed oczyma kręciło się wszystko... Cierpiałem strasznie. Wezwałem lekarza... i on mi powiedział wszystko bez osłonek“...
Znana jest powszechnie ta scena, której urywek przytoczyłem umyślnie, by unaocznić wspomniane podobieństwo. Czy więc mamy do czynienia — u Kiplinga — ze świadomą lub podświadomą reminescencją? Być może. W czasie, gdy Kipling dopiero zdobywał sobie uznanie, cały świat rozbrzmiewał sławą wielkiego Norwega, a „Upiory“ właśnie odbywały pochód triumfalny po wszystkich niemal scenach europejskich; niepodobna, by autor „Światła“ nie miał się z niemi zetknąć. Może nawet trafne byłoby przypuszczenie, że umyślnie wybrał temat pokrewny, by rywalizować — choć w innym rodzaju literackim — ze sławnym i głośnym pisarzem. Czy tak było, czy inaczej, w każdym razie dopuszczalne jest chyba — nie dla jakichś celów filologicznych, ale dla lepszego uwypuklenia cech twórczych Kiplinga — porównanie dzieł obu.
Różnią się one przedewszystkiem winą dramatyczną; Oswald cierpi nie z winy własnej, ale za grzechy rodziców, natomiast Dick sam w znacznej części jest odpowiedzialny za to, co go wkońcu spotkało. Oba te założenia idą — tu i tam — ściśle w parze z charakterami bohaterów. Oswald jest naturą miękką, czułą, w każdym razie mało stanowczą; natomiast Dick jedynie wobec Maisie staje się potulny, a pozatem cechuje go temperament energiczny, żywiołowy, bujny, nierzadko brutalny, wprost dziki czasami; w każdym razie widzimy w nim zawsze człowieka żywego, o fizjognomji wyrazistej, czego o Oswaldzie powiedzieć nie można. Bohater dramatu Ibsena to naogół tylko obdarzona ciałem idea, bez żadnych cech osobniczych — boć zresztą Ibsenowi pewno nawet o to nie chodziło, by stwarzać jakiś typ indywidualny; sławmy okrzyk bólu, tak zawsze elektryzujący słuchaczów w teatrze: „Zgubiony jestem bez ratunku... na całe życie... wszystkie piękne i potężne dzieła, któremi świat zadziwić miałem... nie mnie o nich marzyć... nie mnie myśleć“ — sławny ten okrzyk, powtarzam, wydziera się poprostu z piersi bolejącego człowieka, obojętne, czy zwie się on Oswald, czy inaczej, choćby nawet Henryk Ibsen, bo to właściwie on sam, autor, własnemi słowami swojemi, pełnemi silnego patosu, sugeruje słuchaczom odczuwaną przez nich litość i trwogę. Inaczej u Kiplinga, któremu słynny „horror of self-expresssion“ nie pozwala na tego rodzaju subjektywne traktowanie przedmiotu. Widząc zachowanie się Dicka tuż przed oślepnięciem, a zwłaszcza już po utracie wzroku, zdajemy sobie dość jasno sprawę, że w ten sposób do swego bólu i do klęski nie może się odnosić nikt inny, tylko on sam, Dick Heldar; po eksperymencie głodówkowym stać go było na szalone wymysły podczas malowania „Melancholji,“ a warjacka eskapada przedśmiertna do Sudanu jest zgoła naturalną niejako konkluzją wszystkich dążeń i postępków jego życia.
Tak więc — ku wielkiemu zgorszeniu tych malkontentów-krytyków, którzy pomawiali „Światło“ o brak „pogłębienia psychologicznego“ — gotów jestem twierdzić, że w zestawieniu z „Upiorami“ właśnie na punkcie ujęcia psychologicznego ma dzieło Kiplinga, wolne od retorycznego patosu, nawet z tego patosu niekiedy podrwiwające, stanowczą przewagę. Dodam wreszcie, że co w treści dramatu Ibsena jest piękną i efektowną cyzelaturą, to Kipling pogłębia twardym i ostrym rylcem istotnego przeżycia. Kipling miał już w dzieciństwie wzrok osłabiony; przekonać się o tem można choćby z powieści „Stalky & Co,“ gdzie niejednokrotnie w sposób humorystyczno-dosadny wspomniane są okulary, „zdobiące“’ nos Kiplingowego sobowtóra, Beetle’a. Podróże i uporczywa praca jeszcze bardziej wzrok ten nadwyrężyły, to też był czas, gdy autor „Światła“ mógł istotnie mieć na tym punkcie poważniejsze obawy. Polskiemu czytelnikowi, znającemu dzieje swej literatury, może się rzucić w oczy przypadkowa analogja z genezą postaci Orcia w „Nieboskiej komedji“ Krasińskiego...
Ostatnią, przedśmiertną wyprawę Dicka nazwałem „zgoła naturalną niejako konkluzją wszystkich dążności i postępków jego życia“. Zdanie to muszę podkreślić ze względu na pewien fakt dość osobliwy. Oto pewna część wydań angielskich niniejszej powieści[5] ma zakończenie odmienne, zgoła banalne, a mało uzasadnione: Maisie w poczuciu swej winy sprowadza się w dom Dicka i zostaje jego żoną... Uczynił to Kipling na żądanie publiczności, nawykłej do konwencjonalnego zakończenia powieści:

„W waszych miłosnych romansach,
Gdy się młodzi pobiorą, kończy trubadur piosenkę...
Tylko dodaje, że żyli długo i byli szczęśliwi.“

Słowem, autor „Światła“ postąpił tak, jak był postąpił Dick Heldar, gdy obraz żołnierza, pełnego dzikości bojowej i temperamentu, „ucywilizował“ i wyglansował celem dogodzenia gustom publiczności. Ale jak Dicka przywiodło do upamiętania kopnięcie i rozdarcie obrazu przez Torpenhowa, tak samo i Kiplinga sprowadziły zpowrotem na właściwą drogę głosy rozsądniejszej krytyki, a przedewszystkiem zdrowy rozsądek i gust własny. Obecny przekład opiera się na oryginalnym tekście „nieprzefasonowanym,“ co zresztą stwierdza lapidarna przedmowa autora.
Jeden jednakże wzgląd zdawał się przemawiać za słusznością wspomnianej przeróbki: — osoba Maisie. Wielu czytelników i krytyków uznało za rzecz niepodobną do prawdy, by ta „szara myszka,“ jak Kipling nazywa Maisie, ta szara myszka, gryząca okruchy jadła i życia, albo wytrwałe skrobiąca (szpachtlą) swe obrazy, mogła stać się Harpją czy Meduzą, przynoszącą zgubę silnej naturze Dicka, i żeby ta kobieta wogóle mogła aż do tego stopnia być bezlitosną, by nie wzruszyć się katuszą bliskiego jej człowieka, a przytem jej dobroczyńcy... Przecież w cudnej bajce Fedrusa właśnie szara myszka wywdzięcza się ryczącemu z bólu lwu pustynnemu, darząc go życiem i wolnością... Wszystko to być może... jednakże podobno psychologiczną właściwością myszki jest raczej uciekać do nory nietylko na ryk lwa, ale nawet na odgłos cichego stąpania mniej strasznych zwierząt... Nie wiem, czy było winą Maisie, że pomimo pedagogicznych sposobów pani Jennett — nie była myszką oswojoną i wytresowaną... Nie będę się też zastanawiał nad tem, czy Maisie miała żywy prototyp w rzeczywistości; napewno zajmie się tem kiedyś (o ile nie zajął się dotychczas) jakiś Hoesick angielski.
Wiele jeszcze szczegółów powieści zasługiwałoby na omówienie. Tak np. możnaby rzec parę słów o tak często przez Kiplinga poruszeniem zagadnieniu: stosunku wychowania w latach dziecięcych do postępowania w latach dojrzalszych. Na dokładniejsze zajęcie się tem zagadnieniem będzie wszakże miejsce raczej w przedmowie do przekładu „Kapitanów,“ więc narazie rozwijać tej sprawy nie będę. Pozostaje mi do powiedzenia parę słów o przekładzie. Daleki jestem od przechwałki (mam w pamięci owe przestrogi, jakie znaczyły karjerę artystyczną Dicka Heldara!) jednakże w imię miłości mej dla twórczości Kiplinga i w imię ścisłości informatorskiej stwierdzić muszę, że daję oto w ręce czytelników pierwszy wogóle przekład polski niniejszej powieści. Ci, którzy przede mną spolszczyć ją usiłowali, okazywali wprost furjacką pasję znęcania się nad — i tak już zbolałym do ostateczności — Dickiem Heldarem; jak ci ludzie „znali“ angielszczyznę, dowodem chociażby fakt, że już sam tytuł tłumaczyli w sposób najdziwaczniejszy i najniedorzeczniejszy, np. „Światło z oddali,“ „Zwodne światło,“ „Błędne światło“ itp. Oczywiście „błędne“ i „zwodne“ było tu nie „światło,“ lecz właśnie nieoświecenie tych oprawców, którzy niedość, że przez niezrozumienie poszczególnych wyrazów lub składni fałszowali hurtownie tekst utworu, ale ponadto do krańca ostatniej nędzy zubożali jego fabułę, opuszczając bez skrupułu całe zdania i ustępy, ba nawet całe stronice, które im się wydały „trudne“; że na tem traciła wartość utworu, a nawet zdrowy sens, to nie obchodziło ani ich samych, ani (niestety!) polskich czytelników, ba, nawet niektórych krytyków, którzy na podstawie tych parodyj jeszcze niezbyt dawno wygłaszali czasami apodyktyczne sądy... o dziele oryginalnem. Do reguły (i to niemal we wszystkich „przedwojennych“ i „wojennych“ tłumaczeniach Kiplinga) należało usuwanie wierszy, które u Kiplinga stanowią nietylko ozdobę, ale część integralną powieści. Jak np. można rozumieć „The Light that failed“, gdy się z tekstu usunie pieśni żeglarskie, a nadewszystko urywki „The City of Dreadful Night“[6]jest dla mnie rzeczą niepojętą.

J. B.





  1. Druga ich serja, z lat 1892-1913, nosi tytuł ten sam, co u Sienkiewicza „Letters of travel.
  2. Rzecz ta wkrótce ukaże się po raz pierwszy w przekładzie polskim (nakł. Wydawnictwa Polskiego). Dotychczas istniały tylko mocno skrócenie i niedokładne przeróbki. Z kilkunastu powiastek brano pod uwagę jedynie kilka najłatwiejszych, dając im mylny tytuł „Takie sobie bajeczki
  3. Zamiłowanie do literatury łacińskiej, znajdujące niejednokrotnie wyraz i w innych dziełach, wyniósł Kipling ze szkoły średniej, z takim humorem opisanej powieści „Stalky & Co“ a wycisnęło ono na jego dziełach wyraźne piętno, zarówno w stylu (gra słów, budowa okresów) jak i technice utworów.
  4. Co się tyczy tytułu „Stalky & Co“, uważam, że może należało go w przekładzie spolszczyć. „Stalky“ nie jest to nazwisko, ale przezwisko smukłego urwisza-sztubaka (właściwe nazwisko: Corkran), a znaczy tyle co „badylasty“, tyczkowaty“ (od „the stalk“ — badyl, szypułka).
  5. Ogółem wszystkich wydań angielskich „The Light that failed“ było dotychczas bezmała 40.
  6. Poemat pod tym tytułem wyszedł w r. 1874, z pod pióra Jamesa Thomsona (pseud. B. V. Bysshe Vanolis), a zamiera szereg wizyj symbolicznych, przedstawiających miasto fantastyczne, zamieszkane przez ludzi, co pozbawieni nadziei, odbudowują wciąż na nowo miasto ze swych marzeń. Kipling tak przejął się tym poematem, że od niego dał nazwę jednej ze swych książek.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Birkenmajer.