Św. Jacek/Śmierć Świętego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Staich
Tytuł Św. Jacek
Podtytuł Pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych
Wydawca Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Data wyd. 1934
Druk Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Śmierć Świętego

Straszna nawała tatarska przewaliła się wówczas przez całą Polskę, docierając aż do Wrocławia. Niemal wszystkie klasztory Jackowe legły w gruzach. Trzeba tedy było zaczynać pracę na nowo. Święty ruszył więc znowu na apostolską wędrówkę, przebiegając wszystkie dzielnice kraju. I tak, noszony świętym zapałem apostolskim, obiegał znowu Śląsk, Małopolskę, Ruś i Litwę przez lat kilkanaście. Tymczasem nadszedł wieczór jego życia. Przeżywszy swoich pierwszych towarzyszy, błog. Czesława, Hermana Morawczyka i Hermana Niemca, osiągnął św. Jacek wiek lat siedmdziecięciu czterech. Czując, że niemoc owłada jego strudzone członki, ruszył ku Krakowu. Wiadomość o przybyciu św. Jacka do Krakowa, kędy przyszedł umierać, rozbiegła się lotem błyskawicy po wszystkich zgromadzeniach. Zewsząd ściągać zaczęli bracia, aby pożegnać swojego czcigodnego patrjarchę. Najskwapliwiej zasię śpieszyli jego najdawniejsi towarzysze, jeszcze żyjący, Benedykt, Godyn i Florjan, którym zapowiedział, że umierał będzie w uroczystość Wniebowzięcia Najśw. Marji Panny, to jest dnia 15 sierpnia 1257 r. Skoro tedy nadszedł dzień zapowiedziany, Jacek, wsparty na ramionach braci Gaudyna i Florjana, zeszedł do kościoła, kędy się spowiadał, brał św. namaszczenia, Mszy św. słuchał i Ciało Pańskie z rąk brata Benedykta przyjmował, ciągle stojąc, albowiem spracowanych kolan ugiąć nie zdołał.
Odpocząwszy nieco, popołudniu zeszedł znowu z braćmi do kościoła na nieszporne pacierze. Wsparty ciągle na ramionach dawnych towarzyszy, powtarzał za innymi słowa psalmów i modlitw, ciągle stojąc. Pod koniec pacierzy, nagle wyprężył się cały, czoło podniósł do góry i patrząc w niebo, począł mówić podniesionym głosem słowa końcowego psalmu nieszpornego: „W Tobiem Panie nadzieję pokładał, niechaj nie będę zawstydzon na wieki. Nakłoń ku mnie ucha Twojego i pośpiesz się, abyś mię wyrwał. Bądź mi Bogiem obrońcą, abyś mię zbawił, albowiem mocą moją i ucieczką moją jesteś.“ (Ps. 70.)
Pod sam koniec pacierzy wyniósł się jeszcze wyżej i stojąc, jak olbrzym, który czołem dosięga nieba, wypowiedział jeszcze ostatnie słowa pacierzy: „Teraz wypuszczasz Panie sługę Swego w pokoju“, (Łuk. 2, 29), poczem nagle umilkł, osunął się z ramion braci i legł utrudzony na posadzce, aby więcej nie powstać...
Legło spocząć spracowane ciało, a duszę powiedli do Boga aniołowie, których prowadził św. Stanisław, na co patrzeli w cudownem widzeniu bp. Prędota, oraz błog. Bronisława, która widziała nadto jeszcze Matkę Bożą, wiodącą Jacka za rękę po drodze, z promieni słonecznych uścielonej i ku przybytkom Jezusa biegnącej...
Obumarłe ciało wielkiego wodza, który umierał, jak prawdziwy rycerz Chrystusowy, złożyli bracia w bocznej kaplicy, dokąd zaraz napływać zaczęły tłumy ludu, wypraszającego sobie liczne łaski i cudy. Mimo atoli mnożących się cudów, oraz ogólnego przekonania, że Jacek był istotnie Świętym, kościelne „ubłogosławienie“ Świętego poszło w długą odwłokę. Ówczesnym ludziom wystarczało bowiem, że mogli wypraszać sobie cudy i mogli swobodnie nazywać Jacka „świętym“.
Właściwe starania o kościelne podniesienie Jacka do rzędu Świętych Pańskich, zaczęły się dopiero r. 1518, kiedy król Zygmunt Stary prosił o to Stolicę Apostolską, a papież Leon X kazał przeprowadzić przepisowe dochodzenie sprawy. Samego atoli ogłoszenia Jacka „Świętym“ dokonał dopiero papież Klemens VIII r. 1594, gwoli czemu w Krakowie obchodzono wielkie uroczystości, których ośrodkiem było wystawienie głowy Świętego, zamkniętej w drogocennym relikwiarzu, wykonanym własnoręcznie przez króla Zygmunta III.
Cześć św. Jacka zasłynęła odtąd szeroko w świecie, a zwłaszcza we Francji, Hiszpanji i Włoszech, gdzie ją roznieśli głównie duchowi współbracia Świętego, czczący Jacka prawie na równi ze swoim patrjarchą Dominikiem. Najgoręcej atoli czciła zawsze św. Jacka Polska, a zwłaszcza Śląsk, dumny ze swojego najlepszego Syna. Najżywotniejsza zasię pamięć Świętego zachowała się w najbliższej okolicy Kamienia, którego późniejsi dziedzice, hrab. Strachwitze, czyli dawni Strasze, wywodzący się z rodziny kamienieckich Odrowążów, komnatkę zamczyska, kędy Jacek ujrzał światło dzienne, przemienili na kaplicę, a najstarszego syna nazywali zawsze Jackiem, a córkę Bronisławą.
Niemniejsza atoli pamięć zachowała się pośród okolicznego ludu. Kamienieccy chłopi po dziś dzień nazywają polne głazy „perłami świętego Jacka“ i mówią, jakoby pochodzić miały z jego rozsutego różańca, a cała ziemia opolska od czasów niepamiętnych za największą uroczystość doroczną uważała sobie wielkie procesje, idące z dominikańskiego kościoła w Opolu do Kamienia w dniu Jackowego święta, każdego 17 sierpnia, co jednakowoż z chwilą zniesienia opolskiego klasztoru na pewien czas ustało. Skoro atoli ucichła burza t. zw. „kulturkampfu“ lud śląski począł znowu coraz liczniej uczęszczać na kamienieckie odpusty Jackowe. I może znowu nastaną czasy, że owe odpusty wrócą do dawnej świetności, co najłacniej stanie się wtedy, gdy owe „perły“, przemienione w różańce, znajdą się w ręku każdego Ślązaka, a cały lud śląski poczuje się żywo bratem Świętego i pośród swoich synów i córek wychowa mnogą rzeszę Jacków i Bronisław, nie tylko z imienia, ale także z czynu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Staich.