Łaskawy opiekun czyli Bartłomiej Alfonsem/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Łaskawy opiekun czyli Bartłomiej Alfonsem |
Pochodzenie | Dzieła Cyprjana Norwida |
Wydawca | Spółka Wydawnicza „Parnas Polski” |
Data wyd. | 1934 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W domu pułkownikostwa cuda się dzieją od rana. Pani Drążkowska wstała o siódmej godzinie, wszystko w ruchu, wszystko w nieładzie, bo ma dzisiaj nowy ład powstać na jeden dzień, na jeden wieczór, na jedną tylko zabawę.
Hej, Jakóbie, do pani! Hej, Walenty, do pani! Maryno, Kunegundo, Joasiu, Franusiu, panna Helena woła! Wody, ognia, pieprzu, szpilek podwójnych, mydła, wódki kolońskiej, brzytew dla jegomośći!
I niosą wodę, ogień, pieprz, szpilki podwójne, i prowadzą pijanego kucharza, który utrzymuje, że wszystko trzeba robić na spirytusie, bo ogień zwyczajny nic nie wart.
A pani pułkownikowa gdzie się ruszy, wszędzie krzyk; co porwie, to jej się w ręku pali: słowem, pani, jak się należy.
Jegomość zaś siedzi w szlafroku, nie może się ubrać, chociaż już dawno nie śpi, bo wszystkich służących zajęto, wody nie zagrzano, brzytew niema i niema.
Jegomość siedzi na łóżku i mruczy w gniewie, to chce zadzwonić, ale dzwonek gdzieś zapodzieli, to chce zawołać, woła, ale jego głos jest głosem wołającego na puszczy. Aż tu za chwilę wszystko się uspokaja, nowy kucharz, dawno oczekiwany, zajeżdża, i zaciera ręce, i powiada, że to się wszystko zrobi, bo nie takie obiady bywały u pana marszałka, u którego on się wychował. Więc znowu krzyk na kucharza, co to on sobie myśli, wszak taki dobry marszałek jak pułkownik, a cóż dopiero pułkownik i dziedzic razem.
Potem cichość ponura, wszystko zrobione, wszystko przygotowane. Panna Helena stąpa leciuchno, przegląda się w wszystkich zwierciadłach i najtrudniejsze nuty na wierzch fortepianu układa, choć ich nie grała, jako żywo. Potem jeszcze łoskot, hałas, trzaski z biczów. Goście już jadą! Pułkownik postawił fajkę. Pułkownikowa wystrojona zabiera się przepraszać, że jeszcze jest w negliżu, a panna Helena, niby bardzo zajęta muzyką, niczego nie uważa.
— Nie, to nie goście! To ludzie nasi, to Jakób przywiózł muzykantów!
— A pocóż on tak trzaska z bicza, przecież nie z państwem jedzie!