Przejdź do zawartości

Strona:PL Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (wyd.Turowski) t.1 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



MARSZAŁEK.





Odpuść prze Bóg marszałku! a swego urzędu
Nierozciągaj nademną dla mojego błędu.
Nie śmiechem ci to czynię, że się nieukażę
Tak długo, bo ja sobie wielce ciebie ważę.
Ale mniemasz podobno, żeby tylko rymy
Poetowie tworzyli; nie wierz temu, i my
Króla musim obierać, i my rozkazować,
I my na okazyą musim się gotować.
Musim? czy radzi czynim? tuszę, rychlej temu
Uwierzysz, że to człowiek przyrodzeniu swemu
Nie czyni kwoli, ale powodzią porwany
Płynie tam, gdzie go niosą pieniste bałwany.
Co drugiego? dom trzyma i chwile dzisiejsze,
Zwłaszcza, że nie żołędziem, jako to dawniejsze
Lata niosły, ale dziś chlebem żywi ludzie,
Który porządnie komu przychodzi, nie w trudzie.
A mnie więc, który k stołu nie umiem błaznować,
Ani wydąwszy coraz gęby nadstawować,
Potrzeba kłosy zbierać, niechcęli nauki
Uczyć się sobie trudnej dla obrocznej sztuki —
A tem podobno więcej, że się tego biorę
Patrzyć, zkądbym mieć mógł w swej chudobie podporę;
Z czego jako rozumiem, poczet muszę czynić,
Bo w tej mierze mój rozum ludzie będą winić;
Ale bóg, jako wszytko postanowił bacznie,
Tak i w tem swoję mądrość okazuje znacznie,
Że w ludzkie głowy wlepił różne obyczaje,
Ten to lubi, a ów zaś indziej się podaje.
Bo byśmy byli wszyscy na pieniądze chciwi,
Abo wszyscy waleczni, abo i myśliwi,
Jaka ciżba, jakieby mordy bydź musiały!
Tak dziś źle, choć się ludzkie myśli rostrzelały.
Przeto, jakom powiedział, mądrze to bóg sprawił,
Kiedy ludzi różnemi sprawami zabawił.