Przejdź do zawartości

Strona:PL Waleria Marrené-Walka 243.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwycił skrzynię, ugiął się pod jej ciężarem i z nadludzką siłą postawił ją na środku piwnicy. Teraz zmierzył okiem jej objętość i toporem zaczął odbijać zardzewiałe zamki i zawiasy. Niebawem skrzynia była otwarta.
Na ten widok hrabia cofnął się, nagle zbliżył się, przyklęknął na ziemi, oczy i ręce topiąc w jej wnętrzu. Chwilę wpatrywał się w nią olśniony, zachwycony; ogień drogich kamieni odbijał się w jego źrenicach, blask złota w nich przyświecał.
— To skarb, skarb! wymówił drżącemi usty, które odmawiały mu posłuszeństwa; skarb moich naddziadów!
Ziemba przypatrywał mu się czas jakiś z niepojętym wyrazem. Leon zapomniał w tej chwili obecności jego, zapomniał o świecie całym.
— Panie hrabio, wyrzekł wreszcie dotykając z lekka ramienia jego: podzielmy się.
Ale teraz hrabia zapomniał zupełnie o uczynionym układzie, on rósł i dumniał przez te krótkie chwile, i na plebejuszowskie dotknięcie ręki Ziemby, obejrzał się przejęty szlachetnem oburzeniem.
— Dzielmy się, powtórzył nie rozumiejąc jeszcze dokładnie znaczenia tego słowa.
Był oszałomiony tak bardzo, że pamięć jego nie sięgała dalej jak do chwili znalezienia skarbu; tu zaczynała się dla niego nowa era, wszystko inne było snem przykrym. Niepotrzebnie Placyd troszczył się o jego uczucie dla Oktawii: ona także należała do tej bolesnej przeszłości, i miała jak wszystkie dawne wymazać się z jego myśli i życia bezpowrotnie.
— Wszakże czwarta część tych skarbów do mnie należy, mówił znowu Ziemba, któremu także chwile były drogie dla którego także ze znalezieniem skarbów zaczynało się nowe życie.
Obietnica uczyniona tak ochotnie przed godziną nie podobała się hrabiemu, od tej godziny oddzielała go prze-