Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 095.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sam, w ciągłem i nieprzerwanem zainteresowaniu się swemi sprawami, przeszłością swą i przyszłością, myślami i poglądami, iż mogło to wyglądać na jakiś zapalczywy romans. Tymczasem nie było tam nic zgoła, prócz rozkoszy wzajemnego obcowania, zatapiania się w sobie dwu bytów, dwu dusz.
Pewnego dnia, gdy Ernesto odchodził do swej poobiednej roboty skrzypcowej, a był bardzo silny marcowy wicher, pani Szczebieniew wybiegła za nim i prosiła, żeby czemś się okrył. Nie chciał. Był przecie zdrowy, jak koń, czy muł pociągowy. Wtedy przemocą zarzuciła mu swój ciemny pled na ramiona, a koniec szala przerzuciła na lewe ramię. Przy tej czynności okręcania szyi, gdy się bronił i opierał, w istocie, jak muł, na jedno mgnienie źrenicy objęła jego głowę obiema rękami. Poczuł na policzku tchnienie jej oddechu. Poniósł ze sobą w gwarne ulice miasta to gorące tchnienie na policzku. Czuł je na twarzy nawet wtedy, gdy je już wiatr wiosenny zwiał i uniósł na sobie.
Kiedyindziej wchodzili razem na schody, prowadzące do Trinita dei monti. Nakupili rozkwitłych, przepysznych róż. Nieśli je razem, niby ofiarę dla bóstwa szczęścia, które gdzieś w górze przebywało. I bóstwo szczęścia dało im chwilę rozkoszy. Czuli w sobie lekkość i zdolność do lotu, jak ptaki. Rozłożyć tylke skrzydła i uciec z ziemi, zabierając z niej jedynie wonne, ponsowe i cieliste róże.
Innego dnia, w czasie zwiedzania całym dworem kościoła San Pietro, gdy «stary mąż» Szczebieniew, z racyi swych niedomagań, został na samym dole, a Emieljanow dotrzymywał towarzystwa do wnętrza kopuły,