Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 089.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lały się pasma wątłego atłasu, odsłaniając piersi, niczem dwie białe gołębice, miłośnie do siebie wzajem nachylone, — odsłaniała się szyja i barki aż do łopatek, pełne piękności nieopisanej, niewysłowionej, jedynej a wieczystej. Fosca nie czuł w sobie namiętności, lecz chłonął piękno samo, istotę, bytowanie, objawienie i moc jego nieśmiertelną. Jego płomieniste, srebrnie migotliwe oczy zajaśniały od zachwytu bez granic. Czuł, że krew ścina mu się w żyłach od mrozu natchnienia i ścieka aż do stóp. Gdy przyszło znowu przewrócić kartę nut, powiedział zcicha:
Carina!
A gdy po skończeniu tego muzycznego utworu pani Zinaida odeszła od fortepianu, Ernesto uczuł jej nieobecność w sobie samym. Było to uczucie niesamowite, jakby jaźń rozdwajała się, jakby się sam od samego siebie odrywał, oddzielał, odłączał i oddalał. A skoro szelest jej sukni znowu dał się słyszeć, muzyk uczuł trudne do wyjawienia upojenie, spokój i szczęśliwość. Zbliżała się godzina piąta, początek kinematografu. Fosca zapakował skrzypce, okrył je kołderką, pożegnał się z Michelem i jego żoną, wysunął na taras i po stromych, bocznych schodach zbiegł na ulicę. Daleko, z pod bramy del Popolo obejrzał się poza siebie. Widać było na wzgórzu oświetlone okna willi Ifigenia.
Korelskaja bieroza... — wyszeptał, wkładając w te niezrozumiałe brzmienia niezrozumiały dlań zawrót własnej głowy, popłoch w sercu i zamęt w uczuciach.