Przejdź do zawartości

Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 048.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ba! Oczywiście! Rozumie się! Ja wam tytuły wymienię, tylko odtaję.
A odtajawszy, odwalił pan Ryzio odczyt ku ogólnemu aplauzowi chłopstwa zgromadzonego. Obrazy, ukazujące się na ekranie, wzbudziły taki zachwyt, że podobna cisza panowała w Zagaju chyba przed gradobiciem.
Nawet stare chłopiska, obrosłe brudem, kudłate, podejrzliwe i gotowe do kłonicy, gapiły się gapieniem niezmiernem na owe cuda.
Ułagodziło ich dzikie, podszczute umiejętnie, zatrute podszeptami dusze ciche a wiekuiste grottgerowskie prześnienie mogilnej doli.
Po skończeniu odczytu długo pan Ryzio rajcował w czytelni z młodymi przyjaciółmi, jakieby to zaprenumerować pismo, żeby było bez inteligenckich wymyślań, a żeby było pismo ostre, jak kosa, prawe, miłujące, wyraźne dla młodych, inteligentnych chłopów.
— Bo, — wykrzykiwali jeden przez drugiego, — nie rozumiemy tych wymysłów! I nie chcemy czytać wymyślań. Jak tylko z wymyślaniem, to już na nic! Nie chcemy! Ci na tych, tamci na innych psy wieszają, szczują na się, od ostatnich się zwołują, jak kłótliwe baby, a nam to każą czytać i jeszcze za to płacić. I jak my to mamy wyrozumieć, o co się swarzą? My chcemy takiego pisma, żeby się nie żarło z nikim. Niech plunie na tych, co na nie szczekają i niech nam mówi wprost samą najrzetelniejszą prawdę, choćby ta i ostra była prawda, jak brzytwa. Krótko, jasno,