Przejdź do zawartości

Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 031.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się ze rdzy cynizmu i padliny nienawiści wyroi robactwo, stanie się zaczepne, żarłoczne, rozjątrzone i nieznające snu. Nasycisz wzgardę widokiem, jak toczyć będzie trup wielkiego marzenia. Każde westchnienie odrazy stanie ci się nareszcie, jak pąk róży pachnącej.
Lecz im słodsze przez chyżą chwilę będzie jej wątłe, przejmujące tchnienie, tem bardziej, tem głębiej, i aż do cna, — jakby za karę i w akcie zemsty, — werzną się jej kolki w strudzone twoje serce.
Nie będziesz nigdy sam, jak ja, który nie byłem sam nigdy. Byłem zawsze, jak dobosz, który biegnie bez tchu obok spracowanego szeregu, znany takt wybijając pałkami. Ale oto westchnąłem, że już wyjdę z pomiędzy nich i zostanę nareszcie z tem jednem jedynem, co jest moje własne, co jest tylko moje, co jest samym mną. Westchnąłem że zawrę teraz w ramionach me ukochane piękno i zostanę z niem tylko w mroku nocy. Westchnąłem, że poniosę me ukochane piękno, konającej głowę Meduzy, i ku śmierci schylone zagięcie boleści boskich ust jej odchylę jeszcze ustami.
A skorom z pomiędzy wszystkich wyszedł, — pierwsze, com ujrzał, to ciebie prosta skarpo ziemna!
Pozdrowiłaś mnie zdala.
Werznęły się w moje oczy na szkarłatnej zorzy foremne twoje stoki i ostre kąty narożne. Jak drzewce niezłomnej włóczni przeciął lotną chmurę górny brzeg ciemnego przedpiersia czworoboku zamkniętej reduty. Na jego szczycie, tu, tam i je-