Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 017.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Choć słońce chmury zakryją złowieszcze,
Choć we krwi zgaśnie dzień jasnej pogody,
Nie zginął naród, któremu pieśń żywa
Okrzyk wolności z pod serca wyrywa!

O nieśmiertelna spuścizno ty ducha,
Pieśni! tyś ludów jest życiem i słońcem!
Gdy świat ogarnia noc czarna i głucha,
Ty nad nim skrzydłem unosisz się drżącem
Tam, kędy brzęków nie słychać łańcucha,
Gdzie serce tętnem uderza gorącem,
Tam, skąd narody czekają zarania
Wielkich dni sądu i dni zmartwychwstania.

Więc błogosławić jeszcze los swój może
Lud, co po ojcach wziął takie mogiły,
W które Bóg gwiazdy sypie i pod zorze
Rosnąć im każe... I gdy wszystkie siły
Wyjdą zeń, wszystkie tchy i pędy boże,
Tam niechaj idzie, a będą weń biły
Podziemne światła, co palą się w grobie,
By życie — śmiercią świadczyło o sobie.

Miehśmy niegdyś lutnie tak potężne,
Iż nam być mogły mieczem i sztandarem
I grać nam w boju, jak trąby mosiężne,
I pierś narodu zagrzewać tym żarem,
Co stwarza duchy wielkie i orężne...
A my z tych pieśni co zrobili? — Harem,
Kędy się zmysły rozmarzeniem poją,
A pieśń nam nie jest wodzem ani zbroją!

O, skrzydeł orlich wielkie, górne loty!
Gdzie są za wami zwrócone oblicza?
Czemu pod Iljon nie śpieszą Heloty?
Czemu drży duchów ciżba niewolnicza?