Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 331.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ledwo ujrzeli nas, już każdy woła
Jeść. Sterczą ku nam ręce, jak piszczele,
Rwą się piskliwe głosy dookoła,
Huczą klątwami zachrypłe gardziele.
W największy odpust, za progiem kościoła
Nie ujrzysz dziadów takich, ni tak wiele,
Zwierz nawet dziki nie węszy za padłem
Z takim skowytem strasznym. Zaraz zgadłem,

Że tam nie było naszych w onej kupie.
Jakoż nie było. Słowaki, Wołochy,
Żydy, Cygany, takie ta przekupie,
Taki ta naród powłóczny a płochy,
Co od jak żywa nie siedzi w chałupie,
Tylko światami roztrząsa patrochy[1],
A gdzie dom temu, osiadłość i droga,
Nie zapisane zostało u Boga.

Więc tak to poniósł wiatr, jak letkie plewy,
I w stertę zsypał nad tym oceanem.
Przelatywały ku nim chmurą mewy,
Krzycząc nad onem jadłem wyżebranem,
I długo słychać było one gniewy
Morskiego ptactwa na powietrzu szklanem
I powrzask dzieci, co nagie i sine
Brodzą w pas, łowiąc wszelką szkarłupinę[2].

Tuż zaraz wrzały muzyką gospody.
Przez drzwi wywarte widać ławy, stoły,
Kręcą się w tańcu te morskie narody,
Stracone dziewki, pijane pachoły,
Huczą niechluje śpiewy, cieką miody,
Ci za łby idą, ci chwycą się wpoły.
Krzyk, klątwy, śmiechy, pisk — jakby kuł wieprza,
I prawda! Cała ta gawiedź nie lepsza.


  1. Patrochy — wnętrzności.
  2. Szkarłupina — skorupiaki morskie.