Wpadł mu Grad-Burniak: — «Ii, co tam, mój Witku,
Będziem wywodzić? Tu rzeczy są nowe!
Niech nam pan Balcer o Polsce powiada».
— «Hale!» — huknęła burniacka gromada.
Chrząknę i rzekę: — «A cóż ja wam, braty,
Dobrego powiem? Toć sami wy wiecie,
Jak i co, kiedyście rzucili chaty
I poszli nowych gniazd szukać we świecie.
Źle jest! Dalekie jeszcze te roraty[1],
Te jutrznie złote, gdy światłość precz zmiecie
Oną noc długą nad naszym narodem!
Ziemia się poci krwią, przed słońca wschodem.
Pod jednym panem wyżyć — ciężka bieda,
A cóż kiedy cię za łeb aż trzech chyci!
Leda cię pismak dusi, strażnik leda...
A już najcięższy krzyż mają unici.
Chcesz ślubu? Chcesz krztu? — Nie wolno. Ksiądz nie da,
Że aż po lasach biegają tam wici...
A dojdziesz, człeku, ostatnich momentów,
To zdychaj, jak ten pies, bez sakramentów!»
— «Ponoć — rzekł głosem przyciszonym Wrona —
Ze Rzymu wyszedł przykaz, by folgować...
Ponoć jest w Rzymie Pietrowa ambona,
Z której o Polsce mają publikować,
Jako jest mocą niebieską strzeżona».
— «Nieprawda! — krzyknie Roch — Toćby nas chować
Nie wlekli na swój cmentarz! Toćby chłopów
Nie wpisywali w mentryki u popów!
— Nieprawda! Nie chcę ja obrażać Boga,
Ale że z Rzymu i wiatr nie doleci...
- ↑ Roraty — adwent, zapowiadający święto Bożego Narodzenia, przen. zapowiedź nowej, szczęśliwej epoki dla Polski.