Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 250.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A chłopak, to się bezprzytomnie miota
W ogniach gorąca, to w zimnicy męce
Zębami dzwoni, jakby mróz go chłostał,
A wysechł, że się tylko cieniem ostał.
............

Tak nam wschodziły te dni i te nocy
W szerokiej pustce, na spalonym stepie,
Już słuchającym, jak śwista gdzieś z procy
Murzyńskiej kamień, jak chwostem gdzieś trzepie
W zapadłe boki szakal; jak w niemocy
Dziatki majaczą... Już patrzącym w ślepie
Żółtej hieny, co skrada się zcicha,
I na żyjących jeszcze — trupem dycha.

Zebyż przed nami iskierka gdzie złota,
Zebyż pastusze na miedzy ognisko,
Zeby smug dymu choć, choć żerdź u plota,
Zebyż koń zarżał, warknęło gdzie psisko!
Nic, tylko pustka niema i głuchota,
Tylko to z życia wykoszone rżysko[1],
I tylko w oną miesięczną poświatę
Żmij z sykiem czoło podnosi rogate.

Ustały skargi niewiast, dzieci płacze,
Ze prawie słychać w tej martwej cichości,
Jak nam śmierć po łbach piszczelem kołacze,
Jak w mózgach wierci i jak drąży kości.
Nigdy ja dni tych trupich nie zabaczę[2],
Gdy my tak szli, a szli, a tutaj cości
Jakby wołało na nas: — «Dalej! Dalej!
Bo się zapada świat! Bo świat się wali!» —


  1. Rżysko — pole, na którem skoszono albo zżęto reż tj. żyto, wogóle pole, step.
  2. Zabaczyć (gw.) — zapomnieć.