Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 246.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeno znów odsieb przepytać zaczyna.
Tfu, że też w gębie nie zaschnie im ślina!

Tymczasem chłopy w radę: — «Toć go przecie
Tak nie ostawim tu, między czarnemi!
Jużci nas teraz Pan Jezus po świecie
Jako mak rozsuł, po cudzej tej ziemi,
Alić nas może do kupy gdzie zmiecie,
To i sierotę przygarniem ze swemi...
A one dusze zbawione też mogą
Krzyż nam uczynić święty nad tą drogą». —

— «Jakże! — Jeszczeby! — Przecie rodziciele»! —
Dorzucą insi, kiwając głowami.
A chłopię, to w nas pogląda nieśmiele,
To ku murzynom, siedzącym z fajkami
Wokół ogniska, gdzie trzeszczą w popiele
Kolby kukurydz. I tak między nami,
Jak pisklę z gniazda, chwieje się, zrzucone,
Rozbite, że mu ni w tę, ni w tę stronę.

Tak chcemy chłopca brać, alić te tryki[1],
Jak się nie porwą z wrzaskiem wniebogłosy,
Dalej się żegnać, jako katoliki
Chrzczone są, dalej na łbach drzeć te włosy,
A trzaskać w udy! Baby — w swą. Krzyk dziki
Gruchnął przez majdan. Aż chłopię w łzach rosy
Oczy podniesie: — «Ja wam iść nie zdolę...
Mnie co dnia zimno trzęsie... Tu już wolę!»

Na to Horodziej: — «Ha, rządźże sam, Panie!
Kto wie, na co tu rzuciłeś to ziarno?
Niechże, gdzie padło z ręki Twej, ostanie». —
Tu się niewiasty ku dziecku pogarną

  1. Tryki — barany, tu: murzyny (dla gęstej, skudłanej czupryny).