Taki już rozum miał. Dobry do chwili,
Że o czem nie bądź chcesz, możesz się zgadać;
Aż nagle w nim się ta szala przechyli
I w jakiś dziwny mąt zacznie upadać.
Już rwie tę mowę, już błąka się, myli,
Już nie wie, jak te myśle ma poskładać,
A tak ponurej, złej czyni się twarzy,
Jakby stał piekłu samemu na straży.
................
Tak dnie mijały, a rząd działy zwlekał.
Jako więc ulgnie wóz w ciężkie roztopy,
Tak my ulgnęli tam. Darmo lud czekał,
Żeby już orać na własne te kopy...
Gorzko więc naród na zdradę wyrzekał,
I już się burzyć zaczęły precz chłopy.
Tak piwo, długo stawszy w ciepłej kadzi,
Chmielem z niej buchnie i czopa wysadzi.
Najpilniej było Mazurom. Tych rojem
Wodził za sobą Szaława. Chłop tęgi,
Ociętny[1] w gębie, językiem, by krojem
Szedł w rzecz i żadnej nie ścierpiał popręgi[2].
Przy nim stał Zięba Wawrzon, razem z swojem
Krewieństwem, obaj Dudkowie, Bąk z Łęgi,
Jan Koźbiał, Ćwiroń, Włodarczyki, Żmura
I insza luza mazurska niektóra.
Młode to było, szarpkie[3], żywot mniski[4],
Wiadomo, takiej nie służy komendzie[5].
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 121.jpg
Ta strona została przepisana.