Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 071.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie nada i już!» — Tak baby wzdychają...
— «Dalekoż jeszcze do tego tam brzegu?» —
A Opacz: — «Czort wie! Taż rudla[1] stawiają
Inaczej w morze po każdym noclegu!» —
— «Co? — Kręcą, brat moj, jak lis ten po śniegu
Chwostem, by drogi za niemi nie macać,
Żeby po tropie nikt nie mógł się wracać!» —

Więc nowa w kupie zdumiałość i troska:
biją na twarze odmienne kolory.
Nuż dalej baby w szloch: — «O Matko Boska!
A toć nas tutaj pogubią beż pory!»
Wtem Roch Zatrata, co ćmił papieroska,
Wstał: — «Co będziewa mądrzyć, jak doktory!
Pójdźwa! Niech Starszy — jak i co, powiada!»
Obcisnął pasa, ruszył, za nim rada.
.................

A już wiatr pędził nas na tę zgorzałość
Bliskiego ognia i swędy te trupie.
Więc coraz nowa wzmagała się żałość
W onych przybłędach, co stali tam w kupie.
A ja, patrzący na matek omdlałość,
Na ojców ciężkie łzy, na dzieci głupie,
Tak trzepoczące się, jak marne muchy,
Dzwon miałem w piersiach rozbity i głuchy.

I dzwonił mi on te swoje nieszpory
Wielkopiątkowe nie dzień i nie drugi...
byłbym się chętnie przyzostał do pory
Na wyspie onym; lecz tylko nam ługi
Migły zielenią utkaną w kolory
Kwiecia, tylko nam zawrzasły papugi,
I dalej! Łodzie nie brały nikogo.
Kapitan przykaz dał, strzeżono srogo.

  1. Rudel (niem>) — ster.