Co wiodę[1] wszystko opak wywracają;
By mi jedno szkodzić, na to pieczą mają;
Schadzki o mnie czynią, radzą, naprawują,[2]
Gdzie się jedno ruszę, wszędy mię szlakują.
I nie weźmie złość ich pomsty? — być nie może;
Wylejesz Ty swój gniew na nie, wieczny Boże!
Masz Ty policzone uciekania moje,
A łzy oczu moich wiadro chowa Twoje.
Jest to w księgach Twoich, a mnie serce tuszy;
Ze mój nieprzyjaciel wrychle nazad ruszy,
Bo kiedym się kolwiek uciekał do Ciebie,
Zawżdym poznał, że Ty słyszysz mię i w niebie.
Pańskie słowa u mnie są wielkiej zacności.
Nań się ja spuściwszy, jestem tej ufności,
Że, kiedy się na mię nabarziej nasadzi,
Nigdy mi śmiertelny człowiek nie zawadzi.
Pomnię ślub swój, Panie, i będęć dziękował,
Żeś mię nagłej śmierci łaskawie uchował;
Uchowałeś szwanku, abych w liczbie żywych
Po Twych, Panie, chodził ścieżkach świętobliwych.
Zmiłuj się, Panie, czasu mego niepokoja,
W Tobie ufanie kładzie dusza moja.