Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 207.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A ona, wejźrzawszy w niebo, łzami się zalała,
Bowiem w Panu swą nadzieję przedsię pokładała.
I poczną swą rzecz prowadzić: Mało posłuchajcie,
A tej paniej, co tu stoi, niecnoty doznajcie.[1]
Wczoraśmy weszli na chwilę do ogroda sami,
Ali pani z fraucymerem w też tropy za nami.
Skoro weszła, tak zarazem panny odesłała,
A sama drzwi co nalepiej zatarasowała.
I wystąpi prosto ku niej młodzieniec ubrany,[2]
A mychmy się utaili podle samej ściany.
Widzim wszytko, co się dzieje, poczniewa się[3] kwapić,
Tym umysłem,[4] bychwa mogła[3] oboje załapić.
Ale miał z nas obu mocy[5] ten isty niecnota,
Wydarł się nam i wyskoczył, odemknąwszy wrota.
Pani jeno tylko sama w ręku nam została:
Pytaliśmy, ktoby z nią był, powiedzieć nie chciała.
Tej rzeczy nas świadki macie. — Ludzie uwierzyli,
Jako statecznym, i wnet ją na śmierć osądzili.
Zuzanna z płaczem zawoła: Nieśmiertelny panie,
Który wszytko wiesz i pierwej, niźli się co stanie;
Jawno tobie, że mię ci źli ludzie pomawiają,
A krom wszelkiej mej winności, o śmierć przyprawiają.
A nie tak mi o śmierć idzie, jako o sromotę;
Pomni, Panie, na twe sądy i na moję cnotę.
Usłyszał pan jej rzewny płacz i wnet się zlitował,
Ruszył ducha w Danielu, aby ją ratował.

  1. rozważcie, osądźcie.
  2. wystrojony.
  3. 3,0 3,1 pierwsza osoba liczby podwójnej.
  4. z tym zamiarem.
  5. miał tyle mocy, co my obaj.