Przejdź do zawartości

Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1888 No6 part16.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Włosy gęste bardzo na skroniach, znacznie na czóbkach głów przerzedziały.
Brody, których widocznie nie dotykała nigdy brzytwa, spadały im aż na piersi.
I jeden jak drugi — mieli na sobie czerwone flanelowe koszule.
Raymond przypatrywał im się przez chwilę, nareszcie głosem donośnym, jak trąba sądu ostatecznego, zawołał:
— No Babylas, no Gedeonie, wstawajcie przyjaciele!... mamy do pomówienia ze sobą...
Młodzi ludzie zbudzeni tak nagle, zerwali się z łóżek i osłupiałym wzrokiem patrzyli na Raymonda, którego zrazu poznać nie mogli.
— Czy to dyabeł? — szepnął jeden z nich, myśląc że śni jeszcze.
Raymond posłyszał to i zaczął się śmiać na głos cały.
— Dyabeł?... — powtórzył, — nie moje chłopaki, nie dyabeł... ale może blizki jego kuzyn. Babylas nie tak bardzo znowu się myli.