Ta strona została skorygowana.
— Nie miej pan nic sobie do wyrzucenia, — odpowiedziała głosem zupełnie spokojnym, — podlegam często osłabieniom, a pan wziąłeś to za wzruszenie. Przeszło mi już i nie pozostaje mi nic, jak tylko coraz większe zdziwienie z pańskiej u mnie obecności, nigdy bowiem nie miałam żadnego interesu z policyą.
Pan de Saint-Erme uśmiechnął się z właściwą sobie dobrodusznością — a oczy żywo mu po za złotemi okularami zabłysły.
Wydobył z prawej kieszeni kamizelki małą tabakiereczkę srebrną przelicznej roboty, otworzył ją, chwycił dwoma palcami szczyptę tabaki, zażył