Przejdź do zawartości

Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No278 part16.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gaston uchylił trochę zasłony, — spojrzał i zaczął nadsłuchiwać.
Rozdzierający widok ukazał się jego oczom.
Blanka leżała w łóżku z twarzą rozpaloną, z oczami błyszczącemi gorączkowo.
Złożone ręce wyciągała naprzód i głosem który łkanie przerywało szeptała:
— Gastonie nie chodź... zaklinam cię nie chodź do niej! — Gastonie miej litość i zostań ze mną!... — Boże wielki, on mnie nie słucha wcale!... — On nie chce mnie już posłuchać!... — odchodzi... — o już odjechał... — Tamta kobieta nań oczekuje... ona go woła do siebie!... — Ażeby pójść do niej podeptał mnie nogami!... — przeszedłby po moim trupie!... — O! Gastonie! Gastonie!... cóż ja ci zrobiłam takiego? za co mnie tak mordujesz?... — Ja tak cię szczerze, tak gorąco kochałam! — Kocham cię jeszcze po nad życie!... — Moje serce do ciebie należy, a ty je rozdzierasz! — Przebaczam ci, choć mnie zabijasz!... Nie przeniosę takiego cierpienia... — Czuję, że życie ucieka... — Czuję, że mnie nie zastaniesz gdy wrócisz...