Nie ulegało zaprzeczeniu, że Castellowie kochali ją jakby należącą do rodziny, że uczynią coś zapewne dla niej, ale te coś nie przedstawiało żadnej pewności, zwłaszcza, że Gastonowie młodzi jeszcze, mogą mieć dzieci przecie — a to oziębiło by na pewno ich dobre względem sieroty zamiary.
Szczegóły te dały dużo do namysłu pretendentom. Zmiarkowali oni, że ryzyko zanadto jest wielkie i zaczęli się powoli wycofywać.
Joasia posiadała zanadto dużo sprytu i przenikliwości, ażeby się nie domyśliła wszystkiego.
Spadłszy z wysokości swoich marzeń, poczuła się zniechęconą zupełnie.
Oburzała się na swoje losy — przeklinała Boga i ludzi.
Ale wkrótce zapanowała nad sobą podniosła dumnie głowę i powiedziała sobie z gorzkim uśmiechem na ustach:
— Nie mogę zostać księżną, bo jestem biedną... Niechże i tak będzie!... Że zostanę margrabiną — to przysięgam sobie na to.
Gaston Castella nie lubił jak już wiemy życia światowego.