Przejdź do zawartości

Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No261 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Blanko, dziecię ukochana moje — odpowiedział starzec — wiedziałem dobrze, że ty zginąć nie możesz, wiedziałem dobrze, że miłosierny Stwórca uczyni litość nad tak pięknem i dobrem stworzeniem!
Niestety!... zaledwie starzec wymówił te słowa pełne miłości, ufności i nadziei, ogromny bałwan nadbiegł tak blizko łódki, że biała piana zasłoniła wszystko, a po chwili ukazało się czółno dnem do góry.
Dwa rozpaczliwe okrzyki rozległy się w chwili katastrofy w powietrzu.
Gaston blady z przerażenia wydał taki sam okrzyk.
Joson padł na kolana i ręce skrzyżował na piersi.
— O! Matko Boża — zawołał — zlituj się, zlituj, nad nami... Biedny stary pan i śliczna panienka... zginęli już, a my zginiemy, za chwilę!... Boże przyjmij nasze dusze... Amen!
I Joson bił się w piersi, żałował za grzechy i żegnał nieustający.
Gaston stał na brzegu szalupy, trzymając się jedną tylko ręką masztu i patrzył uparcie w morze, jakby chciał przejrzeć jego głębie.
Nagle zawołał:
— Joson!
— Co panie?