Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —
GUSTAW.
Aha! Otóż w jednym kilogramie liści różanych...
JUSTYSIA.
Ach nie, to nie o różach. Daruj pan... ja tak przeskakuję z jednej rośliny na drugą.
GUSTAW (ironicznie).
Jak motylek.
JUSTYSIA.
Z róży — na buraki. Mówiłeś pan, że procent wydajności zależy naprzód od...
GUSTAW.
O, to muszę pani obszernie wyłożyć.
JUSTYSIA.
Obszernie? — dobrze! — ale kiedy tak, to poczekaj pan na mnie trochę, ja zaraz powrócę. Muszę skoczyć do kuchni, bo ja tu rozmawiam jak trzpiotka, a tam z kolacyą Bóg wie co się dzieje. Poczekasz pan chwilkę?
GUSTAW.
Z chęcią.
JUSTYSIA.
Ja zaraz powrócę (wybiega).