Wieś Lubraniec

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Wieś Lubraniec
Podtytuł Tom I
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron
WIEŚ LUBRANIEC.

FRAGMENT.



I.
Przy staroświeckim gęślowym rozgwarze

Wyśpiewam powieść z oddalonej chwili:

Na toż wezwani zostali gęślarze,
By dzieje ojców potomkom prawili.
Kronika szkielet przeszłości ukaże,
Pieśń z martwych wskrzesza, gdy trumnę uchyli;
Przeto choć prostej, choć ubogiej treści
Z piastowskich czasów słuchajcie powieści.
 

II.
Cóż nam, spytacie, z owymi książęty,

Co siedm wieków jak próchnieją w grobie?
Pergaminowy, na klamry zamknięty
Wolumen dziejów niech spoczywa sobie;
Szanując przodków relikwiarz święty,
Oczy ku przyszłej wytężamy dobie.
Cóż mamy cenić, zapaśnicy młodzi:
Wczorajszy zachód czy jutrznię co wschodzi?
 

III.
Och, nie bluźnijcie! a uchylcie głowy!

Bo z piersi ojców i na ich kurhanie
Rośnie kłos żytni i konar dębowy,
Chleb i osłona, i czoła ubranie;
Tu w szumie liści tajemnemi słowy
Szepcą ojcowie wnukom przykazanie;
Tu przeszłość siwa, zakopcona, śniada,
Młodej przyszłości rzewnie się spowiada.
 

IV.
Czerwona cegła lub piaskowiec szary,

Strzaskana baszta lub ściana w ruinie,
To życia ojców zagrobowe mary:
Tu były twierdze, tu były świątynie.
Dziś te wieżyce i ciemne pieczary
Jękliwy puhacz zamieszkał jedynie,
A nikt z prawnuków wsłuchać się nie raczy
W treść tajemniczą piosenki puchaczej.


V.
W dębowych deskach foliant zbutwiały

Uszedł przed czasu zagładą zdradziecką;
W blade gzygzaki pokreślony cały,
Trudno wyczytać rękę staroświecką.
Stąd dusze ojców do dziatwy skarlałej
Zdają się wołać: Bohaterskie dziecko!
Przyjdź tutaj zgłębić minione koleje,
Posłuchać ducha, co z tej karty wieje.
 

VI.
Oj danaż, dana, piosenko kochana!

Zadzwońmy w gęśle, by zebrać słuchaczy;
Śpiewać będziemy sarmackiego pana,
O ile siły wystarczy śpiewaczej.
A słuchacz, prostym zwyczajem Słowiana,
Niech wdzięcznie przyjmie — a resztę wybaczy.
Przypomnim wnukom pradziadowskie lata,
Uraczym gości czem chata bogata.

VII.
Na tronie Piasta, z krzyżem Mieczysława,

Z Chrobrego szczerbcem, w pancerzu ze stali,
Królował w Polsce z dziedzicznego prawa
Bolesław, co go Krzywoustym zwali;
A jego imię — dla wrogów obawa,
A jego serce jak wulkan się pali,
A jego czoło rzadko się rozchmurzy,
A ramię w boju jak piorun wśród burzy.

VIII.
W dziewiątym roku w niemowlęce dłonie

Brał ciężki bardysz i topór kowany,
Czechów zwyciężał w bojowym zagonie,
Wilczym go synem zwały Pomorzany;
Szesnastoletni już siedział na tronie,
Pierśmi podpierał swego państwa ściany;

Zawżdy wojując, wypoczynku nie zna
W stołecznych murach Krakowa i Gniezna.
 

IX.
Już cztery lata jak panował godnie

Krakowskiej, śląskiej, sandomierskiej ziemi;
Lecz niedość wrogi zwyciężać przychodnie,
Cięższy wróg — bezład, co doma się pleni:
Ujrzał Bolesław swego ludu zbrodnie,
Zrzucił przyłbicę ze szczerby gęstemi,
I w całym kraju wśród gwarnej Niedzieli
Sądy królewskie woźni okrzyknęli.
 

X.
Ciżby narodu nie zmieściłby Kraków,

W lesie sądowe naznaczono wiece;
Słychać szczęk mieczów i rżenie rumaków,
Okrzyki męskie i gwary kobiece;
Z bitych gościńców i z wioskowych szlaków
Płynie lud ufny w monarszej opiece;
Mżą się i kipią tłumy jak mrowiska,
Złoto, żelazo i szkarłat połyska.
 

XI.
Wokoło lasu pancerni skrzydlacze

Harcują raźnie, grając w róg bawoli;
Woźni, przybrawszy postawy junacze,
Szykują naród porządkowi gwoli,
A w gronie ciżby ktoś jęknie, zapłacze,
Spiesząc się skarżyć na to, co go boli.
Wiatr echo trąby daleko gdzieś niesie,
A jęk bolesny rozwiewa po lesie.
 

XII.
W lesie na trawcie, pod zielonym cieniem

Dębu starego, co rozrósł się w chmury,
Siadł król młodzieniec z poważnem spojrzeniem
W szkarłatnej todze ze złotemi sznury;

Kowany pancerz srebrzystym promieniem
Żywo migotał z pod pańskiej purpury;
A u stóp pańskich i u pańskiej głowy
Wieją proporce zdobyczy bojowej.

XIII.
Po prawej ręce dla Biskupów ława —

Tam siedzą wedle starszeństwa różnicy:
Marcin gnieźnieński, mąż herbu Zabawa,
Baldwin z Krakowa i Paweł z Kruszwicy,
Święci Starcowie, Opiekuny prawa,
Boga, monarchy, ludu pośrednicy.
Och! nie jednemu wnet otuchy doda
Ich święta postać, ich twarz siwobroda!

XIV.
Zawierzaj świętej twarzy i postaci!

Słuchaj tych starców, o sarmacki panie!
Każdy za kmiotków i za szlachtę braci
I Pismem świętem, i piersiami stanie.
Drzyjcie przed nimi łupieżcy bogaci,
Do nich, nędzarzu, znajdziesz odwołanie.
Biskup Krakowski śmierci się nie lęka,
Dzierżąc pastorał, nie zadrży mu ręka...
............
1851. Załucze.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.