Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj
Wydawca Wydawnictwa drukarni A. H. Kirkora i sp.
Data wyd. 1860
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIV. PIECZARY.

Pieczary należą do epoki, nazwanéj Kamienną i najstarszych budownictwa pomników: na całéj bowiem ziemi wszystkie hypogea i Syryngi najdawniejszemu były siedzibami ludzkiemi, czy to je ręka ludzka wyrobiła, czy natura na schronienie przygotowała, piérwszy wzór przyszłéj gotując budowy. W nich ludy pierwotne znajdowały przytułek, trafiając zrazu na naturalne kataklizmami wyrobione wyżłobienia w ziemi i skałach; potém na sposób ich wyrabiając nowe, lub usiłując znalezione rozszerzyć, przedłużyć i wedle swéj myśli wykształtować. Tak powstały z Troglodyckich jaskiń foremne i piękne świątynie, Indyj, Egiptu, i Etruskie. Niemamy podobnych do nich monolitów i hypogeów kunsztownych; lecz wspomnieć należy i te jakie się u nas trafiają, bo w ich wyrobieniu, udział miała ręka człowieka, piérwsze w ten sposób sklepienie zataczając nad głową, wykuwając obłączysto twardą skałę, lub zsiadłe pokłady gliny, ucząc się i domyślając, jak późniéj z drobnych kamieni i cegieł podobne utworzy gmachy. Słupy przypadkowo podpierające sklepienie, ściany jego, skierowały myśl ludzką do dochodzenia prawideł budowy, i złożenia jéj późniéj nie z jednéj bryły, ale ze sztuk oddzielnych spojonych z sobą.
Niebędziemy tu cytować ilekroć są wspomniane na Słowiańskich ziemiach, mieszkające narody Troglodytów: pozostałe jaskinie i pieczary, rozsiane tu i ówdzie, świadczą że niegdyś zamieszkiwane były przez ludy pierwotne; gdzieniegdzie jeszcze wkopująca się w głąb’ ziemlanka, jest ostatnią pozostałością tradycyjną téj najstarszéj a najlichszéj budowy.
O rozległych pieczarach na zachód Uralu, w ziemi dziś przez Samojedów zamieszkanéj, w wielu miejscach, nad jeziorami, obok rzek i błót mchem porosłych, w skałach i pagórkach wykutych, wspomina Klaproth w swéj Asia potyglotta. Jaskinie te otworami na wzór drzwi opatrzone, z piecami, z żelaznemi, miedzianemi, i glinianemi sprzętami, a często z kośćmi ludzkiemi, Rossyanie mają za mieszkania Czudów, Samojedzi zaś za schronienia duchów, które Zyrtami zowią.
Do największych pieczar w kraju naszym należą wielkie wydrążenia pod Straczem (rysunek ich w Przyjacielu ludu, r. 1841. 30), i pod Ojcowem jaskinie zwane Ciemna i Królewska, w których się miał ukrywać Łokietek. Obie są stalaktytami odziane, (Zwiedzał je Stanisław-August w r. 1787). Piérwsza z tych pieczar, sto kilkadziesiąt łokci długa, a trzydzieści pięć szeroka, wysoka do dziesięciu; druga z boku mniejsza i węższa.
Wspomnieć także potrzeba pieczary pod Olsztynem (ćwierć mili od tego miejsca), we wnętrzu góry lasem okrytéj, formujące cztery wielkie sale, pokryte dziwnych kształtów stalaktytami, w kształcie ambon, organów, słupów, i t. p. Olsztyńskie i Ojcowskie wyżłobienia niesą zapewnie dziełem ręki ludzkiéj, lecz w czasach odległych zamieszkane bywały i noszą ślady że za schronienie służyły.
Inne jeszcze jaskinie są pod Studzienicą na Podolu, obszerne bardzo, we wnętrzu góry zwanej Białą znajdujące się, w których jak chcą, do 15,000 ludu mieścić się i schronić mogło. Służyły one jako kryjówki w czasie napadów Tatarskich.
Od Czercza ku Nihinowi na Podolu, także ciągną się w kierunku południowym pieczary, które bywały schronieniem od napadów Wołochów i Mongołów. Na Podolu jeszcze pod wsią Ormiany nad Smotryczem, są pieczary, w których ciała ludzkie przechowują się w całości; inne pod Raszkowem w skałach nad Dniestrem, pod Przestrzelczem w Galicyi około Janowa, koło Barszczewa na Podolu Galicyjskiém, na zachód od Kamieńca, marmur i alabaster; inne w Sandomiérskiém na południe od Tarnowa, pod wsią Bruśnik, o których podanie krąży, że w sobie skarby ukrywać miały, i t. d. i t. d.
Na Ukrainie główniejsze pieczary (zobacz M. Grabowskiego, Ukraina), wspominają przy wsi Zamietnicy, inne na gruntach Ositniażki i Pasterskiego. Grabowski przypomina mówiąc o tém, że starożytni pisarze wzmiankują o Scytach zamieszkujących groby; i zdaje się, że w ten sposób oznaczać musieli naród Troglodytów tutejszych, przebywający w jaskiniach i pieczarach, wydrążonych w ziemi.
Przy wsi Burkatówce, naprzeciw starego zamczyska, odkryto jamę w kształcie izby, a z niéj wnijście do niewielkiéj kolistéj pieczary. Z tego korytarza krągło zatoczonego, było wejście do innéj jeszcze izby prostokątnéj piaskiem zasypanéj.
Wspominają także jaskinie, przy wsi Morszolijówce nad Rosią, z których jedna ma ośmdziesiąt sążni długości, a siedm szerokości; inne po ośm sążni tylko są długie. Między Trypolem a Złodziejówką, na pół mili od Dniepru, nad błotnistą niziną, na podniosłości wzgórza okrytego lasem, jest pieczara szeroka półtora, wysoka z górą pięć ćwierci łokcia, wewnątrz na kilkanaście rozciągająca się łokci, wyryta w zielonawéj glinie. O innych zagubionych pieczarach, których wnijścia zapomniane zostały, liczne krążą podania.
Zastanawia szczególniéj, że z całego obszaru ziem, któreśmy na uwagę wzięli, obfituje w pieczary tylko Krakowskie, Sandomiérskie, część Galicyi i Ukraina. Może być bardzo, że natura ziemi sprzyjająca wyżłobieniom i przyrodzenie samo, do utworzenia ich przyłożyło się; chociaż jaskinie te mogą być także skazówką najdawniéj zamieszkanych i zaludnionych okolic.
Sam materyał budowy, różnéj zsiadłości, glina, margiel, piaskowiec, niesprzyjał wykwintniejszemu obrobieniu, tych pierwotnych schronień ludzkich, w których jeszcze ani linij, ani idei piękna, ani kształtu pomyślanego dla oka nieznajdujemy. Stan cywilizacyi ludów, co się po pieczarach tych chroniły, dostatecznie ich prostotę tłómaczy. Były to kryjówki, jamy dzikich ludów, może czasowe tylko przytułki, do których strach zapędzał, które rozszerzała potrzeba: myśl więc w nich żadna, prócz zabezpieczenia się, błysnąć jeszcze nie może. Ale i tu, piérwszy niezgrabny kloc, nieforemna bryła, pozostawiona dla podtrzymania podniebienia pieczary, ojcem był przyszłego słupa, i myśl ku wykwintniejszym kształtom prowadził.
Ażebyśmy dali niejakie pojęcie pieczar i wyżłobień, o których mówiemy, wypiszem tu, co nieznajomy nam podróżny o jaskiniach pod Straczem w Galicyi powiada.
„Wzgórze, na którém wioska Stracz leży, jest w téj stronie najwyższe, piasek jest najobfitszą jego częścią, a podstawą kamień wapienny; las sosnowy całe prawie wzgórze okrywa. Na spadku północnym, nieco wyżéj połowy jego wysokości, jest otwór szczupły, przez który wchodzi się w obszerną, acz dosyć nizką pieczarę. Pieczara ta, prawie okrągła, może mieć do 20 sążni średnicy; wysokość największa niedochodzi dwóch sążni. Sklepienie jéj z wapiennego kamienia jednostajnego, wspiera się na drobnych tegoż kamienia bryłach, które ograniczają pieczarę. Z niéj postępując w kierunku południowym, wchodzi się w wązki ganek, nieco od pieczary wyższy, także w kamieniu wydrążony, który do piętnastu sążni długości dochodzi.... Od wnijścia, aż do końca kamiennego ganku, bryła kamienna ma blizko trzydziestu pięciu sążni w kierunku poziomym południowym... Daléj wydrążenie jest już w zbitym i stężałym piasku; i rozciąga się, nielicząc kamiennego do 1,500 kroków. Część pieczary w piasku wykonanéj, zaczyna się gankiem tejże wysokości i szerokości, jak ganek kamienny, piérwszą pieczarę kończący. Im jednak daléj postępuje się ku południowo-wschodniéj stronie, ganek zaczyna się rozszerzać, a w odległości sześćdziesięciu sążni od wnijścia pieczary, zamienia się w okrągłe prawie, do 15 sążni średnicy mające miejsce, nad którém płaskie wisi sklepienie. Miejsce to lud nazywa Pristoły.“
Pristoł, prestoł, po Starosłowiańsku, oznacza ołtarz i tron zarazem, stół na którym składano ofiary, razem będący może siedzeniem, podnożem bóztwa. Nazwanie to sięga zapewnie czasów pogańskich.
„W ścianach pieczary téj widać naokoło wydrążenia niższe, okrągłe, jakby piece, które jak się domyśla nasz podróżny, za składy i miejsca do spania służyły. Jest też i kilka dłuższych ganków na różne strony; te kończą się prawie wszystkie na bryle wapiennego kamienia, i dla tego uważać je można jako próby, które czyniono, w celu rozprzestrzenienia tego miejsca ucieczki. W kierunku tylko południowo-wschodnim, gdy nietrafiono na kamień postąpiono daléj. Ganek, który w tym kierunku idzie, im wiecéj od pristołów się oddala, tém węższym się staje. W odległości 30 sążni od tego ostatniego miejsca, rozdziela się on na dwie odnogi: prawa prowadzi do tak zwanéj studni. Nią idąc, uczyniwszy około 200 kroków, przychodzi się do najwyższéj części w całém tém podziemiu. Ma ona kształt nieforemny czworoboczny, i leży najgłębiéj ze wszystkich części podziemia Strackiego. Cały ganek do niéj wiodący, dosyć nagle zbacza od poziomego kierunku, a w saméj téj jaskini jest wgłębienie znaczne, w którego dnie widać jeszcze mały otwór, niżéj daleko idący. Podanie ludu głosi, że tym otworem dochodzono dawniéj aż do stawu, który oblewa wzgórze od strony południowéj... Droga ta piaskiem jest już zasypana.
„Lewa odnoga składa się z wązkiego ganku, który coraz wyżéj się podnosi. Ganek ten, gdy w samym piasku idzie, niezbacza z linii prostéj, spotykając kamienie różne, robi zakręty, gdzie niegdzie przebijano skałę, lub torowano wązką drogę między jéj bryłami. W miejscu zwaném wschody, trzeba się wspinać po kamieniu na przeszło pięć sążni. Wyżłobienie niekiedy jest tak nizkie, że się czołgać potrzeba i daléj postąpić niemożna.
„Wszędzie na sklepieniach znać ślady dymu.“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.