Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 038.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Jak niewolnika trzymanego w więzach,
Jedwabnym sznurkiem przyciąga napowrót.
Romeo. Chciałbym być biednym ptaszkiem w twoich ręku.
Julia. O! jabym zbytkiem pieszczot cię zabiła.
Dobranoc, luby! jeszcze raz dobranoc!
Takam w życzeniach niepohamowana,
Żebym dobranoc wołała do rana.
(Odchodzi).
Romeo. Sen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie;
Obym był niemi w tej błogiej godzinie!
Śpieszę do ojca Laurentego celi,
On mi pomocy i rady udzieli.
(Wychodzi).


SCENA III.
Cela Ojca Laurentego.
(Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w ręku).


O. Laurenty. Szary poranek spędza mrok ponury,
Pasami światła znacząc wschodnie mury,
I noc się na bok chyli jak pijana
Z dróg dnia ubitych stopami Tytana.
Nim oko słońca pełnym blaskiem strzeli,
Rosę wypije i świat rozweseli,
Muszę uzbierać w ten koszyk z sitowia
Roślin tak zbawczych jak zgubnych dla zdrowia.
Ziemia jest matką natury i grobem,
Grzebie i życia obdziela zasobem.
I mnóstwo dzieci jej łona widzimy
Ciągnących pokarm z jej piersi rodziméj;
Niejedno w skutkach swoich wyśmienite,
Każde do czegoś, wszystko rozmaite.
O! moc to pełna cudów, co się mieści
W sokach ziół, krzewów, w martwej kruszców treści!
Bo niema rzeczy tak podłych na ziemi,
Aby nie mogły stać się przydatnemi;
Ni tak przydatnych, aby, miasto służyć,
Nie zaszkodziły pod wpływem nadużyć.
Wszakże i cnota może zajść w bezdroże,
A błąd się czynem uszlachetnić może.
W mdłym kwiatku, w ziółku jednem i tem samem