Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyliż nie wiedzą, że ona jest wszędzie
Rozlaną w całej błękitów przestrzeni;
Że ciemnych jaskiń przenika krawędzie
I świeżym liściem w gruzach się zieleni;
A choć zużyte porzuci narzędzie,
Choć dawne swoje koryto odmieni,
To w nowych myślach, uczuciach lub czynie
Naprzód z wezbranym prądem życia płynie.

Na cóż więc trwoga o jej przyszłe losy?
Czyliż zabraknie wiosennych błękitów?
Czyliż zabraknie łez ożywczej rosy,
Snów bohaterskich, miłosnych zachwytów?
Czyliż ucichną tajemnicze głosy
Stłumionych pragnień i rozpaczy zgrzytów?
I czyliż wszystko w nicość się rozwieje,
Co żywi całych pokoleń nadzieje?

Nie! nic nie zginie z uczuć przędzy złotej,
Choć wzór powolnej ulegnie przemianie —
Zawsze tak samo młodych skrzydeł loty
Wzbijać się będą nad ciemne otchłanie,
Zawsze te same słowicze tęsknoty
I żądza szczęścia ta sama zostanie
I sercom ludzkim śpiewną da wymowę, —
Dźwięki tak znane, a tak wiecznie nowe.