Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Barbarzyńcy ci zuchwali
Już niczego się nie zlękną;
Gdy nie wstrzymasz, pójdą dalej
Nieśmiertelne burzyć piękno,

„Widzisz, panie, straszny zamęt:
Broń więc wiernych od bezprawia...”
Na te skargi, na ten lament,
Melodyjny bóg się zjawia.

W złotym blasku, uśmiechnięty,
Na burzliwą patrzy młodzież,
Co, napadłszy wzgórek święty,
Potargała wieszczom odzież.

Z olimpijskim bóstw spokojem
Przed zwycięzców zastęp schodzi
I ucisza tchnieniem swojem,
Przemawiając tak do młodzi:

„Skąd te gniewy? skąd te krzyki?
Skąd ten rozbój mojej służby?
Skąd ten cały zamach dziki
Na śpiewaków, sny i wróżby?

„Skądże przyszło wam do głowy
Napaść cichy Muz przybytek
I doktryny sztandar nowy
Na tak śmieszny wziąść użytek?