Strona:PL Władysław Stanislaw Reymont - Na krawędzi.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —

A trwożny nastrój rośnie, szarpie, dławi już, świeci we wszystkich oczach gorączką, przegryza serca. Boże, jak ten czas się wlecze!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O zmroku znalazłem się znowu w kawiarni w gronie kilku przyjaciół. Nastrój stawał się już nie do wytrzymania, trwogą przesycała się atmosfera, mówiono cicho, jakby przy łożu konającego. Tylko „rozsądni“ podnosili żabi, skrzeczący głos:
— A nie mówiłem, nie ostrzegałem, że się to psu na budę nie zda!...
— Psiakrew, żebyś sobie duszę wypluł pod własne nogi!
Naraz gwar się podniósł, jakiś zadyszany pan mówi:
— Trepow usunięty! Bułygin dymisja! Ministerjum liberalne!
Buchnęło tysiąc komentarzy, tysiąc przypuszczeń zakotłowało i tysiąc wątpliwości zaczęło osnuwać wszystkich, gdy znowu jakiś pan blady, w cylindrze nabakier, wpadł z wiadomością:
— Strejk zgnieciony, delegaci uwięzieni, Trepow dyktatura, represje!
Grobowe milczenie zaległo, twarze się ukryły za płachty starych gazet, jakaś staruszka ociera łzy, a ów pan już ciszej upewnia o pewnych źródłach swoich wieści przerażających.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Policja nas wyprosiła: kazali zamykać kawiarnię o szóstej wieczorem.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .