Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Bunt - Baśń.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Twoja wola. Zostanę przy tobie, panie, będę nad tobą czuwała.
— Zostań. O świcie ruszamy, choćby sami.
Rzucił się pod krzaki, ale nierychło zasnął, gdyż wilczyca przyciągnęła mu kawał jakiegoś mięsa, i gdy się nasycał, kładła mu w uszy nieskończone żale na Kulasa.
O świtaniu, kiedy się podnieśli do drogi, całe obozowisko było już na nogach i wyczekiwało tylko rozkazów.
— Coś ich znowu przemieniło! Stoją jak baranki. — Dziwił się Reks.
— Czy w tem niema jakiego podstępu? — Niepokoiła się wilczyca.
Reks, skoczywszy na swojego ogiera, ruszył na czoło pochodu, wilczyca biegła obok niego, a wszystkie stada, jak było sięgnąć okiem, stały gotowe.
— Na wschód! Do słońca! Na wschód! — Zawyły owczarki.

I stada ruszyły niby wody nieprzejrzane, równo, spokojnie i cicho tocząc się ku górom połyskującym wdali srebrzystemi szczytami lodowców.