Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kończą się moje wiadomości. Czy nie natrafiłeś jeszcze na ślad swojej narzeczonej? — zapytał pretor.
— Ludzie moi przetrząsnęli wszystkie kryjówki niewolników — odpowiedział Serwiusz — przebiegli wszystkie zaułki i nie złowili nigdzie najdrobniejszej wskazówki. Niewolnicy Fabiusza milczą, służba zaś prefekta miasta nie kwapi się wcale do poszukiwań. Czuję naokoło siebie pieniądze poborcy i wpływy osób znacznych.
— Trzebaby wysłać kogoś do posiadłości ziemskich Fabiusza — mruknął pretor.
— O tem właśnie myślałem — mówił Serwiusz. — Może wywiózł Tusneldę na wieś i trzyma ją w podziemiach, czekając na mój odjazd. Udam się sam na południe, a jeśli mnie ta ostatnia próba zawiedzie, wówczas...
— Pamiętaj, że jesteś w Rzymie — odezwał się trybun.
— Pamiętam o tem, że mąż ma obowiązek pomszczenia krzywdy doznanej — odparł Serwiusz.
Rzymianie milczeli, wiedząc, że nie odwiodą Germanina od zamiaru, który dojrzał w jego głowie.
Kiedy się pretor oddalił, wszedł Artemidorus i podał Serwiuszowi zwój papieru, związany różową wstążeczką, u której wisiała pieczątka woskowa.
— Od kogo? — zapytał prefekt.
— Nieznany posłaniec oddał, nie mówiąc od kogo.
Serwiusz rozerwał wstążeczkę i przebiegł szybko oczami zawartość listu.