Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na twarzy księdza odbiło się zakłopotanie. Spuścił oczy i odpadł zmieszanym głosem:
— Ma pan słuszność; i ja spostrzegłem od dawna to podobieństwo.
— Lecz istnieje jeszcze i drugie, niemniej tajemnicze i zagadkowe — pomyślał uczony, lecz nie wypowiedział głośno swego spostrzeżenia ze względu na osobę plebana.
Bo oto patząc w twarz ks. Łączewskiego, zauważył, że w sposób dziwny łączy w sobie zasadnicze cechy obu wizerunków: proboszcz z Doliny był uderzająco podobny do kardynała Rufredo i „biskupa“ wypalonego na jedwabiu.
Lecz milczał, nie chcąc sprawić przykrości starcowi i już bez dalszych uwag przeszedł do następnych portretów.
Lecz tego wieczora, koło godziny 9-tej, skrycie wtargnął do drugiej salki muzeum i zabrawszy z sobą podobiznę „biskupa“, ukrył ją w swoim pokoju, by przy najbliższym seansie użyć jej bez wiedzy Heleny.
Nazajutrz panna, nie przeczuwając podstępu, pozwoliła się uśpić. Wkrótce pod skupionem spojrzeniem Pronia, zapadła w głęboki trans; głowa bezwładnie odchyliła się wstecz i oparła o grzbiet fotelu, jasnobłękitne jej oczy podeszły w górę. Proń zgasił lampę i zapaliwszy świece, przyćmił blask abażurem: po pokoju rozlała się mgława, zielona poświetl.
Wtedy uczony wyjął szybko jedwabną materję i zakrył nią od strony szkicu twarz śpiącej, poczem przy pomocy pass‘ów magnetycznych, pogłębił stan transu. Po kilku minutach zaczęły z ust medjum wydobywać się przytłumione westchnienia i jęki, a ciało dotąd sztywnie wyciągnięte, prężyć się jakby w konwulsjach. Nagle zerwała z twarzy jedwabną oponę, pochylając się wprzód. Wtedy spostrzegł z zadowoleniem eksperymentator, że proces materjalizacji rozpoczęty...