Strona:PL Sebastyana Grabowieckiego Rymy duchowne.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Boże, wybaw mnie z doległości moich,

10 
A będęć śpiewał nie bez dziatek swoich

W domu twym; póki łaska twoja będzie
Żywić nas, chcemy ciebie wielbić wszędzie.



LXIII.

Także z poranku począwszy, mój Panie,
Konać mnie będziesz, aż ciemna noc przyjdzie?
Także cię z płaczem rzewne narzekanie,
Także wołanie nie przed cię nie wnidzie?

Piszczę, jak ptasze od matki zgubione,

Hukam, jak gołąb po dzieciach straconych,
Ustają oczy w niebo wyniesione,
Gwałt cierpię! Panie, ratuj sił strapionych!

Świtanie ziołom wdzięczną rosę niesie, —

10 
Mnie na powiekach gwiazdy łez odchodzą!

Fortunne ziółka, szczęsna trawo w lesie,
Wy czyrstwiejecie, a mnie mdłości szkodzą.

Zwierz, ptastwo w nocy swe posiłki mają, —
Mnie trapić księżyc na niebo wstępuje!

15 
U inszych oczy z słońca rozkosz znają,

Lecz w moim sercu dzień trwogi szykuje.

Panie, jeśli to żywot — a takiemi
Łaskami być ma ta dusza bawiona —
Niech ci nie będę przykry słowy memi —

20 
W pokoju, gorzkość, daj, była skończona!



LXIV.

Ciebie miłosierny proszę Zbawicielu,
O waleczny mężu, Izraelski Boże,