Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 394.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak spać trzeba; pomału śnieg się wciska i pod baszłyk i pod futro, topnieje, moczy; konie przytem, gdzie lepsza droga, rzucają w nos zbite grudki śniegu, które nieraz wybiciem oczu zagrażają.
Dowlókłszy się do nowej stacyi, skąd do następnej tylko 25 wiorst, jamszczyki, właściciele koni, baby, dzieci, dziady — wszystko zaczyna debatować, głowami kręcić, przemyśliwać: czy jechać i jak jechać? Lasów tu już niema, step goły, nikt jeszcze nie jeździł, droga nie utarta, ni wytknięta, śnieg niesłychanie głęboki; a nuż noc zaskoczy? a którędy? są dwie drogi: jedna przez pola, 20 wiorst do pierwszej ludzkiej osady, druga przez wsie, ale na drugiej dwa bagniste potoki przejechać trzeba, a mówią, że nie dalej, niż wczoraj, gdy do lasu po siano i po drzewo jeździli parobcy, ugrzązł im koń w niezamarzniętym jeszcze potoku i udusił się. Deliberują dwie godziny — nareszcie decyduje się dwóch braci, jak dęby chłopaki, przewieźć nas drogą dłuższą, bo 35 wiorst, przez step, ale bez bagien. Konie w szydło zaprzęgają, t. j. 3 w szydło, a 4-go środkowemu z boku do pomocy. Baby wiejskie w strachu, nasze panie w jeszcze większym, zadymka coraz silniejsza — ruszamy. Póki we wsi, chłopaki nasze świszczą, miną nadrabiają; gdyśmy po chwili znaleźli się w pustym, głuchym, białym stepie, zwolnili tępa, z siedli z sani i, idąc obok koni, cicho między sobą się naradzają. Ślad jakiś przed nami jest, ale słaby, stary jakoby, czy nas zdoła przeprowadzić aż do celu, czyż go przedtem śnieg nie zamiecie? Godziny mijają, a my ciągle w stepie, a śniegiem miecie nieustannie.
Zaczyna się ściemniać — słońce widocznie zachodzi, nie widzimy go z za grubej, szarej, istnej kołdry chmur. Naraz nagle pierwsza szkapa pierwszych sani czegoś się lęka, skoczy w bok, za nią drugie i w nogi. Sanie się przechylają, powstaje krzyk; drugie sanie naturalnie za niemi. Szczęściem śnieg za głęboki, konie same stają; ale trudność teraz odnaleść pierwotny ślad, który nam przewodniczył; noc za pasem, każda sekunda droga. Już przemyśliwamy nad tem, jak tu nam przyjdzie nocować... w tem wszystko się odmienia. Przysłowie: Wenn die Noth am grössten, ist die Hilfe am näch-