Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 383.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O godz. 10-tej wyjeżdżam z Koływania i rano spotkawszy zasiedatiela, komenderowanego przez gubernatora do konwojowania mnie aż do granicy gubernii, gonię jak opętany i wieczorem punkt o 10-tej staję w Kaińsku, rezydencja sprawnika, zrobiłem więc w 22-ch godzinach, odliczając akurat 2 godziny i coś na »czajowanie«, 350 wiorst. W Kaińsku, jak wszędzie, liczne grono chłopów, mieszczan, zbiera się oglądać kniazia zagranicznego, w milczeniu z odkrytemi głowami stoją i ruch każdy śledzą, ale zupełnie bez służalstwa, tylko nader grzecznie. Ledwo wpadam na stacyę, już czeka 6 koni gotowych; w trzy minuty zaprzęgli i dalej. Sprawnik z pomocnikiem czekają mnie u progu domu bogatego kupca kaińskiego, który sobie uprosił zaszczyt ugoszczenia mnie kolacyą i przyjęcia na nocleg. Doskonała kolacya, smakuje nad wszelki wyraz. Dwóch chłopaków i policyjny starszy na moje rozkazy, jeden trzyma miednicę, drugi wodą polewa; pan sprawnik przyjmował, zdaje się jeszcze, gdy służył w Tomsku, gubernatora, więc jako biegły w etykiecie tonem rozkazująco przytłumionym daje wszelkie rozkazy. Bywał na Ałtaju, miewał do czynienia z władzami chińskiemi, zatem ma wielki repertuar ciekawych opowiadań i uchodzi wogóle za bywalca. Zapatrywanie jego na ogólnie ludzkie sprawy nawet pan sędzia tutejszy ceni wysoko, choć ma wielką skłonność do przeczenia i podawania w wątpliwość opowiadań. Panowie ci w pełnych mundurach i przy szablach kolacyę jedzą, z rękawiczką na lewej ręce.
Opuszczam Kaińsk na drugi dzień rano o 8-ej i staję w Spassku wieczorem. Niestety bardzo niepraktycznie się tu urządziłem, bo za krótko, tylko półtorej godziny tu zabawiłem. Wpadam jak burza do księdza, przedstawiam się; on oczom, uszom wierzyć nie chce. W miasteczku całem dawno już wiedziano, że mam przejechać, pilnowano więc poczty, by nie minąć okazyi, aż tu raptem, gdy zasiedatiel przedemną jadący stanął na poczcie, a liczny tłum ciekawych ukazania się mego tarantasa oczekiwał, rozchodzi się wieść, że kniaź przyjechał już, ale zajechał wprost do polskiego księdza. Konsternacya! cała publika leci przed probostwo, wszyscy