Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na długim sznurku za nogę wróbla w blizkości miejsca, gdzie sokół siedzi; sokół zobaczywszy wróbla, nie może się oprzeć tentacyi zjedzenia takiego przysmaku, rzuca się na wróbla, którego jednak tymczasem sokolnik przyciąga coraz bliżej do siebie, tak, że w końcu, w chwili kiedy sokół istotnie wróbla dostaje w szpony, i sokolnik ma go pod ręką.
Polowanie nasze odbywało się wzdłuż rzeki, my płynęliśmy środkiem; w miarę, jak po jednej lub drugiej stronie sitowie obiecywało zwierzynę, zbliżaliśmy się do brzegu. Nagonka z kilkunastu ludzi, dotrzymywała nam piechotą kroku. Pierwsza zerwała się czapla. Najbliższy sokolnik woła chrapliwym głosem na sokoła i silnym rzutem ręki rzuca go formalnie w powietrze. W paru sekundach sokół był koło czapli; ale cóż? kruk się zjawia i bije na sokoła, broniąc czapli, wśród niesłychanego krakania całej czeredy kruków, kawek i wron, które nam prawie ciągle towarzyszyły, zawsze bijąc na sokoły. Czapla wprawdzie w pierwszym momencie uszła sokołowi, ale z wielkiej emocyi wpadła w wodę, i trzymając się na rozpostartych skrzydłach, wyciągniętym naprzód dzióbem chciała się bronić. Sokół jednak niesłychanie szybkim obrotem dostaje się na jej tył i w mgnieniu oka już jej siedział na karku jedną łapą, drugą na łbie, wbijając szpony w oczy. Zwykle w tym momencie sokół bije dziobem w czoło swą ofiarę; tu jednak sytuacya widocznie wydała mu się za ryzykowną, rozpostarł więc także skrzydła, oparł się niemi o powierzchnię wody, i tak czekał, by go wyciągnięto z nurtów. W jednej chwili był przy nim sokolnik. Z wielkim trudem można było wyciągnąć szpony z karku i łba nieszczęsnej czapli (małej), której serce dostało się natychmiast sokołowi do pożarcia. Dalej kilka batalionów się zerwało; puszczano sokoły; dopiero przy trzecim udało im się wpaść na sposób, jak brać bataliona, który zerwawszy się, chciał zwykle odciągać, spostrzegłszy jednak sokoła zapadał natychmiast w sitowie, tak że go sokół tracił z oczu. Za regułę, zdaje mi się, można uważać, że sokół nie bierze chętnie ptaka inaczej jak w locie; gdy ofiara raz na ziemi się znajdzie, zwła-