Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sposób angielski zbrojny tylko w krótką pałeczkę, nosi mundur nibyto jakiś czerwono-bramowany, koloru niegdyś niebieskiego, naturalnie bosy. Policya widocznie na uczczenie przejazdu nadzwyczajnego posła Jego Cesarskiej Mości Apostolskiego Króla wystąpiła dziś in corpore!
Tak przejeżdżamy ogromny kawał miasta, co chwila nad wąskimi kanałami, na których zawsze roją się najrozmaitsze czółna, ku, lub od Menamu płynące. Nareszcie mijamy jakąś nieco starzej wyglądającą bramę, zupełnie bez stylu, i otoczenie nagle zmienia się. Na prawo widoczny długi budynek jednopiętrowy, w stylu wątpliwym, widocznie nowy: to koszary wystawione temu lat kilkanaście przez budowniczego pana Müllera czy Schmidta, Austryaka. Na lewo ogromny mur, u góry krenelowany, jak dawne mury forteczne, biały, nieskończenie długi, a zpoza niego — i tu okrzyk podziwu mimowolnie się wyrywa — sterczą trzypiętrowe łamane dachy, lśniącą dachówką kryte; to pawilony pałacu królewskiego, a nad nimi górują »praczedye«: są to stożkowate, niezmiernie zgrabne, cieniutką strzałką kończące się dachy relikwiarzy (dagob) buddyjskich. Widok to jedyny: Azya w pełnem tego słowa znaczeniu! Styl syamski już nieco zbliżony do chińsko-japońskiego. Jeszcze chwilkę wzdłuż owego muru jedziemy, potem skręcamy w jakąś jakby uliczkę, utworzoną przez załamanie muru, zakończoną wyniosłą, na biało tynkowaną bramą, u której szczytu bieleje misternie w kamieniu wyrobiony pełny herb państwa; w środku trzy łby słoniowe. Tu zatrzymują się pojazdy — wysiadamy. Przez tę bramę tylko sam Syn aniołów przejeżdżać może! Przed i za bramą z dwu stron ustawiona piechota; tuż koło bramy jak i u wejścia do pałacu halabardnicy, wszyscy w helmetach angielskich, niedbale ubrani, boso, zbrojni w karabiny Snyders'a; salutują w najdziwaczniejszy sposób: wyciągają rękę prawą lub lewą (według tego, w której trzymają broń), poczem dopiero trzy palce, jak do przysięgi, przykładają do nakrycia głowy.
Wchodzimy na dziedziniec. Rozstąp się ziemio! Tu rzeczywiście widok niewidziany dotąd, coś co cię przenosi