Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lechicki (szarpiąc drzwi). Cóż u licha! (Bije pięścią). Proszę otworzyć!
Bronia (rzucając mu się do kolan). Ojcze! Błagam cię! Zlituj się!
Lechicki. Bronia? A ty tu czego chcesz?
Bronia (j. w.). Ojcze daruj! Ona niewinna, ona go kocha.
Lechicki. Kto? Kogo... co ta plecie?... (Podnosi ją). O kim ty mówisz?
Bronia. No, o tej nieszczęsnej, która tam jest ukryta.
Lechicki. Więc tam jest rzeczywiście jakaś dama ukryta? Widziałaś ją?
Bronia. I mówiłam z nią. Wyznała mi całą prawdę.
Lechicki. Jaką prawdę?
Bronia. Że się z Julkiem kochają oddawna. Że jest jego narzeczoną — więcej niż narzeczoną.
Juliusz. (Wraca środkiem i spostrzegłszy ojca, n. s.) Teraz ojciec znowu, a co za fatalność! (Chce się cofnąć).
Lechicki. Julek? Co to wszystko ma znaczyć? Co tam za kobieta? Bronia mi mówi.
Juliusz. Przedewszystkiem każ jej ojciec odejść. Oddal się Broniu proszę cię!
Lechicki (do wahającej się Broni). No idź, kiedy Julek sobie życzy.
Bronia (składa błagalnie ręce). Ach, ty jej nie przeklniesz ojcze, nie odepchniesz, prawda?
Juliusz (bierze ją za rękę). Proszę cię, zostaw nas samych, ja już ojcu wszystko wyjaśnię.
Bronia (całuje ojca w rękę). Bądź pobłażliwym ojczulku! (Do Juliusza, który ją do drzwi odprowadza). Odwagi bracie! (Wychodzi).
Lechicki. A teraz wytłumacz się co to wszystko znaczy? Czy to prawda, że tam jest osoba, którą kochasz?
Juliusz. E! cóż znowu.
Lechicki. Bronia mi mówiła.
Juliusz. Plecie sama, nie wie co!
Lechicki. Więc któż to jest?
Juliusz. No, taka sobie zwyczajna znajomość; któryż z młodych ludzi niema podobnych grzeszków na sumieniu. (W czasie tej rozmowy Bronia wprowadza Karola, pokazuje mu giestem ojca i Juliusza i odchodzi).
Lechicki (surowo). Jakto? I taka awanturnica miała czelność wejść w nasz dom, profanować pokój twojej siostry, i ty pozwoliłeś na to?