Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
AKT  III.
Ten sam pokój co w akcie drugim.
Scena pierwsza.
MATLACHOWSKI, później JULIUSZ, potem NATALKA.

Matlachowski (wchodzi z prawej). Oj! coś naszym panom dyablo miny spadły na kwintę po tym wypadku z księciem. Siedzą przy stole jak struci — mało co jedzą. Nawet Bajkowski stracił apetyt. A nasz pan — Chryste Jezu — taki zły, że strach. Nic nie mówi, tylko wąsy kręci. I coby nie, tyle przypadków, przygotowań — a tu nic z tego, tylko wstyd, bo jak się to rozniesie po okolicy, to będzie z tego śmiechu nie mało. Oj! dyablo sobie ten książę zadrwił z naszych panów. A to wszystko przez pana Juliusza, bo gdyby nie on (słychać pukanie w pierwsze drzwi na lewo). A tam co? któż się tam dobywa? (Idzie do drzwi). Kto tam?
Natalka (za drzwiami z gniewem). Proszę mnie puścić, bo ja nie myślę tu siedzieć Bóg wie dokąd!
Matlachowski (mocno zdziwiony). Jakaś kobieta!... Kto to być może.
Juliusz (wchodzi z prawej). Trzeba korzystać z czasu i zanim goście wstaną od stołu, wyprawić tę... (spostrzega Matlachowskiego). Masz tobie!... (gł.) Czego Matlachowski się tu kręci? Tu nie ma żadnej roboty. Proszę iść sobie.
Matlachowski (tajemniczo). Bo tam proszę pana, jakaś obca kobieta w pokoju naszej panienki (słychać przewracanie stołka). O! jak się tłucze!
Juliusz (niecierpliwie). Niech Matlachowski nie wtrąca się do tego co do niego nie należy, i idzie sobie do wszystkich dyabłów!
Matlachowski (n. s.) O! coś mi się to podejrzanem wydaje. Muszę ja to powiedzieć starszej pani, bo to jakaś nieczysta sprawa! (Wychodzi głębią, patrząc z podełba na Juliusza).
Juliusz. (Przekonawszy się że Matlachowski poszedł, wraca i otwiera drzwi dobijającej się Natalce, która wchodzi). Dlaczego wyprawiasz hałasy, skoro prosiłem, żebyś siedziała cicho.
Natalka. Cóż ty myślisz mnie tu głodem zamorzyć. — Skończmy już raz tę sprawę, bo mnie to nudzić zaczyna. Ja muszę iść, tam czekają na mnie.
Juliusz. (Nasłuchuje). Wstają od stołu. Teraz niepodobna. (Popycha ją lekko ku drzwiom). Goście tu idą, schowaj się... tędy w żaden sposób wyjść nie można!