Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bronia. Mój Boże, czy też to nie grzech, dla jednego człowieka, co nas ani ziębi, ani grzeje, robić ryle zachodów i przewracać cały dom do góry nogami.
Lechicki. No, no... A ty byś lepiej poszła ubrać się, bo księcia co tylko nie widać.
Bronia. O! Niech się tatuńcio nie boi, już ja będę na czas... Wdzieję tylko białą sukienkę, wplotę jaką wstążkę do włosów i cała parada, bo babunia powiada, że dla młodej panienki to wystarczy. (Spojrzawszy w okno, zaczyna się śmiać).
Lechicki. Z czego się śmiejesz?
Bronia. Ach, jak to komicznie wygląda!
Lechicki. Co takiego? (Idzie ku oknu).
Bronia. Ci żydzi za krakowiaków poprzebierani... ha, ha, ha!
Lechicki (zirytowany). No, cóż tak śmiesznego?... Skoro nie można było dostać innej muzyki.
Bronia. Ależ to można umrzeć ze śmiechu! A jak zabawnie trzęsą się na tych koniach! Muszę się temu z bliska przypatrzeć!... (Wybiega środkiem).
Lechicki (patrząc w okno kwaśny, niezadowolony). Ma racyę... To okropnie purim przypomina.


Scena druga.
LECHICKI — JULIUSZ — SŁUŻĄCY.

Juliusz (wchodzi z prawej, we fraku, do służącego). Idź, powiedz Matlachowskiemu, żeby kazał koło gumna poustawiać stoły i wytoczyć beczkę wódki dla ludzi. (Po wyjściu służącego, zwracając się do ojca). No, a co?... Jak się ojcu podoba urządzenie? (Wskazuje na pokój). Wspaniałe?... hę?... Ci wiedeńscy tapicerzy, to prawdziwi czarodzieje, w ciągu dwóch tygodni zmienili nasz dom do niepoznania, ze starej rudery zrobili prawdziwe cacko, aż miło spojrzeć. Prawda?...
Lechicki. Tylko, że to wszystko dyabelnie kosztuje...
Juliusz. Mój ojcze, jak przyjąć, to już jak się należy — ja inaczej nie rozumiem. — Zresztą cóż znaczy tych głupich parę tysięcy wobec tej pozycyi, jaką zyskujemy w świecie przez przyjazd księcia, i protekcyi tak wpływowej osobistości w Wiedniu. A przytem, mam tu jeszcze jeden planik w perspektywie...
Lechicki (zaciekawiony). No, cóż takiego?
Juliusz (bierze ojca pod rękę i idąc mówi ciszej i tajemniczo). Uważa ojciec, z księciem przyjeżdża jego bratanek, mój kolega i przyjaciel. Chłopak młody, przystojny, majętny i ma wielką przyszłość przed sobą — kto wie, czy nie uda mi się wyswatać go z Bronią.