Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodę, a od święta miodek, co go mam od własnych pszczółek, za drogie mi kabanosy, palę sobie cygarka po dwa krajcary — ot, aby tam coś pod nosem się kurzyło — powiększono mi podatki, sprzedałem powóz, konie cugowe, odprawiłem stangreta, lokaja i pokryłem tę nadwyżkę; nie zrodziła się jednego roku pszenica, drugiego spadły ceny zboża, więc oddaliłem ekonoma i sam pilnuję teraz gospodarstwa — syna zrobiłem leśniczym i młynarzem, córce oddałem kuchnię, oborę i spiżarnię, żebym nie potrzebował płacić szafarki i gospodyni — i tak ciągle — w miarę ubytku dochodów, zmniejszam wydatki.
Bajkowski (wstaje i ociera usta). A, kłaniam uniżenie za takie życie. Żebym ja sobie miał odmawiać wszelkich wygód i przyjemności.
Kwaskiewicz (nalewając wino). I pić wodę, jak kaczka, zamiast wina.
Bajkowski. A tożby mnie za miesiąc dyabli wzięli na takim wikcie.
Żuryło (śmiejąc się). Taż to teraz chlebek razowy, mleko kwaśne, kapustę i inne chłopskie potrawy, doktorzy jako najskuteczniejsze medykamenta zalecają.
Bajkowski. To znaczy, że pan chciałbyś nas po prostu na chłopów wykierować, żeby szlachcic żył jak chłop, jadł jak chłop, pracował jak chłop.
Żuryło (obejmując go w pół z jowialnym uśmiechem). Alboż nie lepiej dobrodzieju żyć jak chłop i wyjść potem na pana, niż żyć szumnie po pańsku, a w końcu zejść na dziada?
Bajkowski (odsuwając się). No, tak źle dzięki Bogu nie jest jeszcze z nami, żebyśmy się mieli uciekać aż do takich ostateczności. — Mamy my inne sposoby ratowania się, posłyszysz pan nie zadługo, jak Julek rozwinie nam tu cały swój program ekonomiczny. Dopiero pan dowiesz się, co to z tej naszej Galicyi można będzie zrobić. Druga Belgia, panie — i jeżeli choć połowa tych świetnych pomysłów się urzeczywistni, jakie on ma w głowie, to dla nas, szlachty — nowa era, prawdziwe Eldorado. Tak panie. (Odchodzi od Żuryły i chodzi dużemi tryumfatorskiemi krokami po scenie).
Kwaskiewicz (siedząc przy kieliszku wina, z westchnieniem). To się nie uda.
Lechicki (który dotąd słuchał zamyślony z natężoną uwagą). Co się nie uda?
Kwaskiewicz. No — to, co Julek chce robić.
Lechicki. A czy wiesz już, co chce robić? Mówił ci już o tem?
Kwaskiewicz. Nie wiem, nie mówił; ale to wiem z góry,