Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kierami najstarsze drzewa do wycięcia. Dalej ja na nich — powiadam: a wy łotry, powiadam — kto pozwolił? A Mosiek kontrakt mi pod nos pakuje, gdzie stało czarne na białem, że pan Juliusz sprzedał las za dwa tysiące papierków.
Bronia. Ojciec na to nigdy nie pozwoli, bo gdyby się babunia dowiedziała... Chryste Jezu, co by tu było. — Niech tylko pan Matlachowski prędko ojca sprowadzi, on już na to poradzi. Tylko prędko, mój Matlachowski. Ojciec jest pod lasem (idąc na lewo do drugich drzwi, mówi z dziecinnem zakłopotaniem składając ręce). Boże! Boże! co ten Julek porobił. (Wychodzi).


Scena druga.
MATLACHOWSKI, potem LECHICKI i JULIUSZ.

Matlachowski. Ba — to pytanie, czy pan starszy będzie mógł teraz zabronić, skoro już raz oddał synowi gospodarstwo. Niepotrzebnie się pospieszył — i mnie się widzi, że on tego gorżko pożałuje, bo choć pan Juliusz skończył niby tam jakieś akademie rolnicze, to jeszcze pytanie, jaki z niego będzie gospodarz. (Patrząc w okno). A! otóż i nasz pan. Ba — cóż z tego, kiedy z panem Juliuszem. — Jakże mu tu teraz powiedzieć. (Usuwa się w głąb, gdzie niecierpliwie czeka, żeby mógł pomówić z Lechickim).
Lechicki (do Juliusza, wesoło). Więc powiadasz, że wszystko dobrze poszło?
Juliusz (ubrany modnie, z torbeczką podróżną na pasku, w mowie i w zachowaniu się pewność i zarozumiałość). Jak najlepiej. Podanie moje o pożyczkę melioracyjną zostało na sesyi nadzwyczaj dobrze przyjęte; dyrektorowie obiecali mi pussować tę sprawę, jak tylko hipoteka zostanie przepisaną na moje nazwisko.
Lechicki. To nastąpi najdalej za miesiąc.
Juliusz (rozsiada się wygodnie). Wtedy bierzemy pożyczkę i rozpoczynamy akcyę na wielką skalę; budujemy młyn parowy, zaprowadzamy kulturę chmielu i hodowlę poprawnej rasy bydła, wołów wypasowych — drenujemy łąki... słowem gospodarstwo en gros... po amerykańsku, które według mego obliczenia powinno nam przynosić rocznie à peu pres co najmniej piętnaście tysięcy netto.
Lechicki. Co ty gadasz? Ależ to świetny interes!
Juliusz (z przechwałką). Mam ja tu jeszcze świetniejszy na myśli. (Wstaje i zbliża się do ojca). Zawiozłem do Lwowa próbki naszej glinki z pod lasu. Jeżeli analiza chemiczna po-