Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   69   —

mój widok zawróciły. Powtórzyło się to raz jeszcze, a wtedy spostrzegłem wyraźnie, że się nie pomyliłem. Między nimi był muł, jasnobrunatny z ciemnym pasem wzdłuż grzbietu, robił nawet bardzo dobre wrażenie mimo wielkiej głowy i uszu. Muły mniej są wybredne niż konie, mają krok o wiele pewniejszy, a nad przepaścią nie dostają zawrotu głowy. Te zalety ważą dużo na szali, pomimo że zwierzęta te są bardzo uparte. Pozwalają się nieraz raczej na śmierć zabatożyć, a nie zrobią kroku naprzód, pomimo że nie dźwigają ciężaru i idą po drodze wyśmienitej. Poprostu nie chcą.
Wydało mi się, że ten muł miał dużo ognia, że mu oczy błyszczały jaśniej i inteligentniej niż u koni, postanowiłem więc złowić go. Nasunęło mi się także przypuszczenie, że uciekł właścicielowi za przelatującem stadem dzikich koni i przy nich już pozostał.
Teraz zawrócił Sam znów stado ku mnie i zbliżył się tak, że go już widziałem. Mustangi nie mogły się ruszyć ani w tył, ani naprzód, rzuciły się więc w bok, a my za nimi. Stado rozdzieliło się, a muł został w głównym odziale przy boku siwka, dając dowód nadzwyczajnej rączości i wytrwałości. Trzymałem się więc tego oddziału, a Sam zamierzał widocznie to samo uczynić.
— Brać w środek, ja z lewej, wy z prawej! — zawołał do mnie.
Dawszy koniom ostrogi, nie tylko dorównaliśmy w szybkości mustangom, lecz nawet dopędziliśmy je, zanim się dostały do lasu. Tam już biec nie mogły, zawróciły więc, aby pomiędzy nami przelecieć. Aby temu zapobiec, zmniejszyliśmy z Hawkensem odległość między sobą, a konie rozprószyły się jak gromada kur, na które jastrząb uderzył. Siwek i muł, oddzieliwszy się od reszty, przemknęły pomiędzy nami, a my popędziliśmy za nimi. Teraz zawołał Sam do mnie, okręcając już lassem nad głową:
— Znowu greenhorn! Zostaniecie nim wiecznie!
— Dlaczego?