Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Scrooge — niosą je inni posłańcy innym, jak ty, ludziom. Nie mogę ci wszystkiego wypowiedzieć — związane mam usta. Mało mi pozostaje czasu. Nie wolno mi odpoczywać — nie wolno się zatrzymywać — nie wolno długo na jednem przebywać miejscu. Wiesz dobrze, że duch mój nigdy się nie przebił poza ciasny obręb naszego kantoru, że nigdy nie przekroczył progów kasy — dlatego teraz tyle ciężkich i długich podróży mam jeszcze do odbycia.
Scrooge miał zwyczaj w chwilach głębokiego zamyślenia wsadzać ręce do kieszeni. Zastanawiając się nad wyrazami widma, powtórzył ten gest, nie podnosząc się z ziemi.
— Zapewne, — straszne to wędrówki, — musiałeś bardzo się opóźnić za życia, Jakóbie? — dodał z pokorą i obawą.
— Opóźnić! — powiedz zaniedbać — rzekł duch.
— Od siedmiu lat zmarły — wybąkał Scrooge — i ciągle w drodze.
— Tak — przez cały ten czas, — bez odpoczynku — bez wytchnienia — wieczne zgryzoty i udręczenia sumienia.
— Czy szybko podróżujesz?
— Na skrzydłach wiatru.
— Przez ten czas ileż to zwiedziłeś krajów?
Upiór, usłyszawszy te wyrazy, wydał przytłumiony okrzyk i taki sprawił szczęk, że Scrooge’owi włosy powstały na głowie i oddech w gardle się zatrzymał.
— Okuty — uwięziony, — skazany na tułactwo, za to, że zapomniałem, iż każdy człowiek powinien