Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale czy ja dla Ani jestem tem, czem ona dla mnie?
Od dwóch miesięcy widywałem ją każdego tygodnia, a czasem nawet częściej, ale jej twarz pogodna nic mi nie mówiła. Czy babka miała słuszność? Czy kochała kogo dawno w tajemnicy? Dlaczego nie powiedziała mi o tem, jeżeli ja tak szczerze otwierałem przed nią zawsze moje serce?
Postanowiłem zapytać ją otwarcie.
Wybrałem się konno w piękny dzień zimowy po lekkim śniegu, który przyprószył ziemię i błyszczał teraz w słońcu jak rozsypane brylanty.
Ania była swobodna, gdyż na czas świąteczny wszystkie dzieci rozjechały się do domów, ale ja, zaprzątnięty swoją myślą, jakoś nie wiedziałem, jak pokierować rozmową.
— Co ci jest? — rzekła Ania. — O czem myślisz, Dewi?
— O tobie, Aniu — odparłem, podnosząc na nią spojrzenie. — Powiedz mi, czy mogłabyś mieć tajemnicę przede mną? Przede mną, który zawsze byłem z tobą szczery?
Twarz Ani oblała się nagle rumieńcem, spuściła powieki, a łzy zadrżały na jej rzęsach.
— Aniu — mówiłem, biorąc jej rękę serdecznie — wiem, że nie prosi się o zaufanie, ale czy sądzisz, że ja nie mam prawa... że ja... że ja...
— Nie mów, nie mów — prosiła — może masz zupełne prawo... ale...
— Kochasz kogoś oddawna?
— Całe życie.
— Całe życie! — powtórzyłem. — A ja myślałem, Aniu... a ja... miałem nadzieję... widzisz, byłem tak głupi, że się spodziewałem, że ty... że ja... bo nikt cię tak kochać nie może, jak ja cię kocham, Aniu.
— Dewi — szepnęła, podając mi ręce.
Zrozumiałem jej tajemnicę i uszczęśliwiony porwałem ją w ramiona.