Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie pamiętam, co się stało ze mną po tych słowach. Ciemna zasłona podniosła się nagle i ujrzałem wyraźnie cel tego człowieka. Ogarnęło mię przerażenie. Ania w jego rękach! Ania w jego mocy!
Otrzeźwiłem się bólem: w ręku ściskałem żarzący się węgiel.
— Czy... czy... Ania wie o tem? — wybełkotałem z trudem.
— Miss Ania? O, nie, panie. Byłem dotąd tak nisko. Dopiero zacząłem się podnosić. Dzięki jej ojcu. Ale ona oceni, jak mu jestem użyteczny, ona, tak dobra córka, która go tak kocha, przez wzgląd na ojca... mam nadzieję... zczasem... będzie dobra i dla mnie.
Nie miałem siły nic na to powiedzieć.
— A tymczasem — zaczął po chwili — to jest tajemnica, którą tylko panu powierzyłem, panie Copperfield. Ufam pańskiej przyjaźni, że to zachowasz w swem sercu. Jestem bardzo pokorny człowiek, ale wierzę, że moja Ania przyzwyczai się zczasem do tej myśli, oswoi się powoli i stopniowo, stopniowo oceni moje usługi, moją wierność i przywiązanie do jej ojca. Lecz to dopiero przyszłość.
Spojrzał na zegarek i skrzywił trupią twarz dziwnym wyrazem.
— Wpół do pierwszej! — zawołał. — Jak czas prędko leci! Wpół do pierwszej. Nie mogę już wrócić do domu. To prywatne mieszkanie ubogiej staruszki i wszyscy śpią oddawna. Cóż ja zrobię?
— Mam tylko jedno łóżko — powiedziałem — więc choć mi bardzo przykro...
— Na co mi łóżko, panie Copperfield? Jeśliś tak dobry, położę się na podłodze przed kominkiem. Jestem nędzny, pokorny człowiek...
Nie mogłem mu pozwolić spać na ziemi, więc posłałem materac w jadalnym pokoju i usłyszałem wkrótce głośne chrapanie śpiącego.