Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieczorem tam w biurze. Oparł głowę na stole i płakał jak dziecko.
— Jak temu zaradzić? — powtarzała Ania. — Co mam zrobić? Gdyby nie Urja...
Umilkła nagle i rozjaśniła twarz siłą woli i z uśmiechem podbiegła do wchodzącego ojca. Serdecznie zarzuciła mu ręce na szyję i oparła głowę na piersi. Pan Wickfield objął swoją jedynaczkę, a w jego smutnych oczach łatwo było czytać, jaką miłością kochał ten swój skarb najdroższy.
Wieczorem przyszedł doktór Strong, gawędziliśmy o szkole, o przyszłości. Ania grała i śpiewała, pan Wickfield zapomniał o troskach, nie spostrzegliśmy, kiedy uderzyła północ.
Nazajutrz przed wieczorem stanąłem w Londynie i natychmiast poszedłem do teatru, gdzie grano „Juljusza Cezara“. Byłem zachwycony, upojony, szczęśliwy.
Wróciłem dosyć późno do hotelu i kazałem podać herbatę. Usiadłem przy stoliku i nagle ujrzałem naprzeciw siebie przy sąsiednim stole twarz znaną... kochaną...
— Steerforth! — zawołałem, drżąc prawie ze wzruszenia.
Spojrzał obojętnie, widoczne było, że mię nie poznaje.
— Nie przypominasz sobie? — zapytałem.
— Ah! Copperfield! — zawołał i tak dobrze znany mi uśmiech rozjaśnił piękną twarz.
Chwyciłem go za ręce, zarzuciłem mu ręce na szyję i rozpłakałem się.
— Taki jestem szczęśliwy, że cię znów spotkałem! Tak się cieszę...
— Więc nie zginąłeś, mały? — rzekł Steerforth, uważnie przypatrując się mojej osobie. — I ja się bardzo cieszę. Prawdziwie przyjemne spotkanie. Skąd się tu wziąłeś? Co robisz?
— Powróciłem właśnie z teatru. Co za genjusz ten Szekspir! A jak grają! Takie wrażenia wstrząsają do głębi!
Steerforth zaśmiał się krótko, potem ziewnął.
— Miły Pierwiosnku! — rzekł, uderzając mnie życzli-